Lahti 1938 - czy sędziowie faktycznie oszukali Marusarza?

  • 2023-03-24 18:24

Lahti polskim kibicom skoków kojarzy się nie tylko z sukcesami Adama Małysza, Kamila Stocha i naszej złotej drużyny z 2017 roku, ale także z wyczynem Stanisława Marusarza, który w 1938 roku przywiózł z mistrzostw świata z Finlandii srebrny medal, a według wszelkich relacji został wtedy perfidnie oszukany, bo bezwzględnie powinien otrzymać najcenniejszy krążek. Ale czy na pewno? Czy istnieje możliwość, że "Dziadek" stracił najważniejszy laur bez przekrętów i oszustw ze strony sędziów?

"Przecież miałem wyraźną przewagę..."

Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, przypomnijmy pokrótce przebieg tamtej dramatycznej rywalizacji. W 1938 roku Lahti po raz drugi organizowało mistrzostwa świata. Do Finlandii w swojej życiowej formie przybył Stanisław Marusarz. Co prawda nie wyszedł mu zupełnie start w kombinacji norweskiej, który zakończył na 21 miejscu, ale na ten wynik w dużej mierze złożyła się słabsza dyspozycja biegowa i upadek na skoczni. W momencie rozgrywania imprezy był najlepszym skoczkiem narciarskim świata, do Zakopanego przywiózł jednak tylko (i w tym kontekście słowo "tylko" jest bardzo na miejscu) medal ze srebra. Już podczas skoków treningowych poważnie postraszył rywali, lądując regularnie w okolicach rekordu skoczni, który wynosił 63 metry. W pierwszej ocenianej serii skoczył 66 metrów, co było najlepszym jej rezultatem. W drugiej dołożył... no właśnie ile? Sędzia fiński ocenił, że dotknięcie zeskoku nartami miało miejsce na 67,5 m, arbiter z Norwegii wykłócał się, że była to odległość o jeden metr krótsza. Stanęło ostatecznie na 67 metrach, co i tak było na tej skoczni wynikiem kapitalnym.

Polak skoczył łącznie o 5,5 m. dalej niż młody, 19-letni Norweg Asbojoern Ruud i o 2,5 m. dalej niż jego rodak Hilmar Myhra, który ostatecznie okaże się trzeci. Złoty medal dla Marusarza wydawał się formalnością. Ogłoszenie wyników nie miało miejsca bezpośrednio po zawodach, ale kilka godzin później w sali hotelowej. Zakopiańczyk zewsząd odbierał gratulacje będąc pewnym swego, jednak ziarnko niepokoju tuż przed ogłoszeniem wyników zasiał w nim pewien fiński działacz."- Według mnie wygrałeś konkurs ty! Ale Norwegowie są innego zdania! Cóż miały oznaczać słowa Fina? Czyżby rzeczywiście przyznano zwycięstwo komu innemu? Przecież miałem nad resztą wyraźną przewagę... Opanowała mnie niepewność i zdenerwowanie (...) Gdy jako pierwszego wywołano Asbjoerna Ruuda pojąłem, że mnie skrzywdzono. Przegrałem na trybunie sędziowskiej. Sala była wyraźnie zaskoczona.(...) W łącznej nocie przyznano Asbjoernowi Ruudowi, który rzekomo dystans metrowy nadrobił lepszym stylem 226,4 punktu, mnie 226,2! W tej sytuacji mogło mi dać przewagę nad Ruudem owe pół metra, o które norweski sędzia najwyraźniej tendencyjnie okroił mój wynik " - pisał po latach Marusarz w swojej biografii. Dla dumnych wynalazców dyscypliny zwanej skokami narciarskimi, miał być czymś nie do przyjęcia fakt, że silną koalicję norweskich skoczków pokonał zawodnik z Polski i stąd podjąć mieli szereg skutecznych zakulisowych działań, które pozwoliły im postawić na swoim.

Fakty i mity

W ostatnich latach na rynku ukazała się książka Wojciecha Bajaka "Opowieści z dwóch desek", w której autor rzuca nowe światło na wiele wydarzeń z przedwojennej historii narciarstwa, odkłamuje różne mity i prostuje fakty. Na warsztat wziął też fińskie mistrzostwa z 1938 roku i bynajmniej nie próbuje zaprzeczać tezie o oszustwie, ale zastanawia się, czy w jakikolwiek sposób możliwe było, by jednak Absbjoern Ruud wygrał z Marusarzem bez intencjonalnej pomocy sędziów. Przy okazji rozlicza się z kilkoma legendami, które narosły wokół tego wydarzenia. Powtarzaną przez lata nieprawdziwą informacją była choćby ta, że wśród trzech sędziów oceniających styl uczestników konkursu, dwóch z nich było rodakami Ruuda. Skoki zawodników oceniał wprawdzie Arne Palamae z Norwegii, natomiast dwójkę pozostałych stanowili Szwed Akerlund i Niemiec Schmidt i co ciekawe to ten ostatni najniżej ocenił Marusarza. Złoty medalista otrzymał łącznie za swoje skoki o cztery punkty więcej od Polaka i tu należy się zastanowić nad sposobem ówczesnego systemu przeliczania not. Te właśnie cztery, może tak naprawdę ledwie cztery, punkty wystarczyły Ruudowi do zniwelowania 5,5 - metrowej przewagi w odległościach. Mogłoby być więc tak, że to ówczesny system był tu największym "winowajcą".

A czy rzeczywiście styl skoków zakopiańczyka mógł "zasługiwać" na takie potraktowanie przez sędziów? Nie dysponujemy żadnym nagraniem filmowym z tych skoków, ale sam Marusarz wspominał o bólu nogi, który go przeszył w momencie lądowania po bardzo odległym drugim skoku. Bardzo prawdopodobne, że lądowanie to było więc dalekie od perfekcji. W jednym z wywiadów z Przeglądem Sportowym wybitny skoczek, brat mistrza świata Absbjoerna i jednocześnie wielki przyjaciel Marusarza, Birger Ruud, wspominał o "wyślizgnięciu się" nogi Polaka po drugim skoku. Birger jednak nie był wówczas obecny w Lahti, więc o tej kwestii musiał po prostu od kogoś zasłyszeć. W Lahti Marusarz skakał najdalej także podczas konkursu skoków do kombinacji norweskiej i wówczas miał już ewidentne problemy na zeskoku, gdzie ratował się przed upadkiem i dotknął śniegu. Być może lądowanie w konkursie skoków, wcale nie było o wiele lepsze...

Wybitny skoczek, ale nie stylista

Nie jest tajemnicą, że Marusarz mimo mocno ponadprzeciętnych umiejętności nie był nigdy wybitnym stylistą. "Był po prostu skokowym samoukiem" - pisze Bajak, dodając, że w poprawieniu stylu skoków nie potrafiły mu pomóc całe zastępy szkoleniowców. Już w 1935 roku podczas mistrzostw świata w Wysokich Tatrach przegrał medal notami za styl, mimo iż skakał tego dnia najdalej. Został sklasyfikowany niżej nawet od trzeciego Alfa Andersena, który uzyskał łączną odległość o 4,5 m krótszą, a do tego jeden ze skoków zakończył... podpórką. Tam co prawda Polakowi przeszkodziła też uszkodzona narta, ale Przegląd Sportowy pisał o "błędach stylowych wywołanych brawurą". Jedną pozycję za sprawą ocen od sędziów stracił też Marusarz podczas igrzysk w Garmisch-Partenkirchen w 1936 rok, gdzie zajął piąte miejsce. Oczywiście nawet w świetle tych faktów nie można wykluczyć tego, że w Lahti w 1938 roku podczas obliczania końcowych wyników dochodziło do nieczystych zagrań ze strony Norwegów, że nie obyło się bez zakulisowych posunięć, które ostatecznie pozbawiły Marusarza złota, że cała sytuacja mogła nosić znamiona uknutego spisku. Warto jednak mieć świadomość, na temat również i innych okoliczności tamtych wydarzeń. 


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (7036) komentarze: (18)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @Man_of_the_Day

    Akurat jeszcze w 1938 byliśmy w niezłych stosunkach z III Rzeszą, choć trochę schładzających się. Ale w lutym, to jeszcze w zupełnie dobrych.

  • Man_of_the_Day stały bywalec
    @Kierownik kotłowni

    Też o tym pomyślałem. W 1938 roku sędzia niemiecki, oficjel, musiał być wierny ówczesnej ideologii. Wedle niej Polacy - w przeciwieństwie do narodów nordyckich - byli "podludźmi". Obecność Marusarza na najwyższym stopniu podium nie wyglądałaby korzystnie.

  • Kolos profesor
    @Kierownik kotłowni

    Nie sądzę, żeby w ówczesnych realiach i przy ówczesnym przepływie informacji (niemal zerowym) miało to jakieś znaczenie. W Niemczech pewnie prawie nikt nie wiedział, że jakiś tam Schmidt sędziuje na zawodach w Lahti.

    Prędzej tradycyjna niechęć Polsko-niemiecka mogła tu mieć znaczenie.

  • Kierownik kotłowni początkujący

    Najniższą notę Polakowi dał sędzia Schmidt z Niemiec. Mamy rok 1938. Pan sędzia z Niemiec ma kilka godzin na "zastanowienie się" w kuluarach hotelu w Lahti, czy warto ocenić Polaka tak jak pozostali, czy jednak niżej.
    Finalnie zabrakło 0,2 pkt...
    Warto by prześledzić karierę sędziego Schmidta w końcówce lat 30. i później. Bardzo możliwe, że ocenienie zawodnika z Polski inaczej (czytaj: sprawiedliwie lub sprawiedliwiej) w ówczesnych realiach, dla człowieka delegowanego tam przez Ski Verein totalitarnego państwa, byłoby aktem dużej odwagi. Mało kogo na taką stać w chwili próby.

  • Arturion profesor
    @Adrian D.

    Tezę o skrzywdzeniu Marusarza wyznawali wtedy wszyscy. Z wyjątkiem niektórych Norwegów. Można strawestować: "cały świat widział!"

  • Man_of_the_Day stały bywalec
    @Karpp

    "Ogólnie jak Adamowi nie szło to trenował z wujkiem Jasiem Szturcem, rok później na MŚ wyszło perfekcyjnie, rok wcześniej na igrzyskach nieco zabrakło."

    To jeden z częściej powtarzanych mitów. Zarówno przed Igrzyskami w SLC, jak i przed MŚ w Predazzo, Małysz trenował w Ramsau z Tajnerem. Polo znakomicie potrafił naprawiać Adama.

    Małysz do Szturca uciekł w sezonie 2003/2004, co dało efekt tylko na chwilę (dwa drugie miejsca w Zakopanem). Potem wszystko wróciło do kiepskiej normy.

  • blasphemer93 stały bywalec
    @Kolos

    A dlaczego sam zainteresowany miałby rozstrzygać we własnej sprawie? Co więcej - to, że rywal przyznał mu rację również nie jest żadnym argumentem, bo zawodnicy zasadniczo nie są zbyt kompetentni do oceny.

  • Adrian D. redaktor
    @Kolos

    Zarówno Wojtek, autor książki, jak i autor artykułu, czyli ja, prywatnie, zgodnie skłaniamy się ku opinii, że Marusarz został jednak raczej oszukany. Nie ma jednak powodów, dla których nie powinno się odsłaniać nieznanych albo przemilczanych faktów lub prostować przekłamań, takich jak to, że Marusarza uwalili notami dwaj norwescy sędziowie. Sprawa nie jest aż tak nadto oczywista jak się przez całe lata wydawało. Ale tak długi czas obliczania wyników, minimalna strata do Ruuda i odjęcie pół metra z drugiego skoku zawsze będą dawały słuszne prawo do domysłów i wątpliwości. Zresztą, jak napisałem, nikt nie ma tu zamiaru podważać tezy o oszustwie, chodzi tylko o rzucenie innego światła na pewne fakty.

  • Kolos profesor

    Rewizjonizm zupełnie nie potrzebny.

    Sam zainteresowany czyli Stanisław Marusarz nie miał wątpliwości i to chyba do końca życia, że został w Lahti oszukany.

    Ba, nawet bezpośredni rywal i złoty medalista Asbjoern Ruud nie miał wątpliwości, że to Stanisław Marusarz wygrał (powinien wygrać). Chciał nawet oddać Marusarzowi nagrodę za pierwsze miejsce....

  • KamilG2 bywalec

    Czyli nadal pozostanie to nierozstrzygnięte

  • Raptor202 profesor
    @cuba libre

    A co gdyby jeden zawodnik pobił rekord lądując na dwie nogi i dostał maksymalną ocenę, a 5 minut później kolejny poprawiłby ten rekord o pół metra lądując telemarkiem i dostałby taką samą ocenę? Sprawiedliwe względem tego drugiego? Chyba nie.

  • Karpp profesor
    @fridka1

    Tamtego sezonu 00/01 Małysz już nigdy nie powtórzył, te dwa kolejne sezony były słabsze ale też szczęśliwe, Hannawald jednak aż tak równy nie był, gdyby Małysz trafił na takiego rywala jak obecnie Granerud to tych dwóch KK mogłoby nie być.
    Co do igrzysk w sumie Małysz nie przeskoczył Hannawalda wygrał z nim tylko bo Hanni przeszarżował z lądowaniem, gdyby nie to byłyby „tylko” dwa brązowe medale- jak na tamte oczekiwania jednak trochę porażka. Ogólnie jak Adamowi nie szło to trenował z wujkiem Jasiem Szturcem, rok później na MŚ wyszło perfekcyjnie, rok wcześniej na igrzyskach nieco zabrakło. To tak jak już sobie wspominamy ;)

  • fridka1 profesor
    @robertmateja12

    Małysz jadąc na igrzyska 2002 był w formie mocno niewiadomej. To już nie była taka dominacja jak w sezonie 2000/2001 gdzie przegranie złota MŚ ze Schmittem było sporym rozczarowaniem. Małysz jadąc do Salt Lake City miał na koncie wyciągniętą za uszy wygraną w Zakopanem, a wcześniej zaczął dostawać baty od Hannawalda na TCS. Ja nie byłam pewna czy zdobędzie jakikolwiek medal , a oczekiwania na jakikolwiek medal ZIO, pierwszy od 30 lat, były ogromne. Kto młody, ten nie pamięta tamtej atmosfery.

  • cuba libre bywalec

    Ciekawy artykuł.
    Wg mnie w sytuacji pobicia rekordu skoczni ( lub skoku za HS w dzisiejszym czasie ) bez podpórki czy upadku, ocena za styl powinna być maksymalna, nawet jeśli zawodnik nie wykonał telemarku.

  • kubilaj2 weteran
    @Kolos

    Bo oszywiście Poloczki najbardziej pokrzywdzone.
    Jak ktoś szuka sprawiedliwości, to nie powinien oglądać sportu.

  • kubilaj2 weteran
    @robertmateja12

    Małyszowi po I periodzie kampanii 01/02 forma gdzieś uleciała - nadal skakał świetnie, ale już nie tak rewelacyjnie jak wtedy.

  • robertmateja12 bywalec

    Bardzo ciekawy tekst! Z dzisiejszej perspektywy przegrywanie notami za styl przy skokach poza HS nie jest niczym dziwnym, że wspomnimy np. o Timim Zajcu na MŚwL 2022, a do tego jeszcze Marusarz był znany z kiepskiego stylu. Wydaje się to prawdopodobne, że przegrał uczciwie.

    Nie jest też pierwszym ani ostatnim najmocniejszym skoczkiem na dany moment, który w mniej lub bardziej sprawiedliwych okolicznościach przegrał złoto na głównej imprezie. Przychodzi na myśl m.in. Małysz w SLC w 2002, Ryoyu w Seefeld 2019 na średniej skoczni czy Marita Kramer która w 2021 DOMINOWAŁA odległościami żeby przez słabe lądowanie zająć 4 miejsce.

  • Tomek88 profesor

    Bardzo interesujący tekst. Ciężko powiedzieć jak było naprawdę ale dobrze, że takie kwestie są poruszane i próbuje się wyjaśnić nieścisłości.

    Marusarz był znakomitym skoczkiem, wielkie słowa uznania za masę świetnych występów.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl