„Byłem sam jako trener” – Thurnbichler zamyka polski rozdział

  • 2025-05-21 10:29

W Planicy stało się jasne, że Thomas Thurnbichler nie wypełni czteroletniego kontraktu z Polskim Związkiem Narciarskim w roli głównego szkoleniowca reprezentacji skoczków narciarskich. Później dowiedzieliśmy się, że Austriak nie przyjął propozycji współpracy z juniorami w naszym kraju, a wydany pod koniec kwietnia komunikat Niemieckiego Związku Narciarskiego zdradził zawodowe plany Thurnbichlera. Te od sezonu 2025/26 będą skupione wokół kadry B naszych zachodnich sąsiadów. Wiosną 35-latek opowiedział nam o rozstaniu z polską federacją i transferze do Niemiec.

Skijumping.pl: Co słychać?

Thomas Thurnbichler: Wszystko dobrze. Miałem trochę spokojniejszy czas w ostatnich tygodniach, mogłem odetchnąć i cieszyć się dniami spędzonymi z rodziną.

Pamiętam materiał wideo przygotowany w Innsbrucku, wiosną 2022 roku, kiedy ogłoszono początek twojej współpracy z Polakami. Trzy lata minęły niesamowicie szybko, prawda?

Tak, trzy lata minęły ekspresowo. W tej pracy jest dużo obowiązków i sporo stresu – czas leci błyskawicznie. Ale ogólnie był to bardzo dobry okres, pełen rozwoju w roli trenera. Prywatnie też było świetnie. Znalazłem fajnych przyjaciół i czerpałem frajdę z pobytu w Polsce. Szkoda, że to wszystko nie zakończyło się w najlepszy możliwy sposób, ale nigdy nie chciałbym tego rozdziału wymazać.

Finałowy konkurs sezonu w Planicy. Po jego zakończeniu udzieliłeś ostatnich wywiadów i błyskawicznie wróciłeś do hotelu. Przebrałeś się i razem z Matthiasem Hafele pojechaliście do Polski. Co wtedy czułeś, podczas tych kilku godzin jazdy?

Szczerze mówiąc, nie czułem żadnych wielkich emocji. Wszystko było dla mnie jasne już wcześniej. To był po prostu kolejny dzień w pracy, ostatni dla reprezentacji Polski, ale miałem już zaplanowane kolejne kroki. Wszystko było wcześniej ułożone w mojej głowie. Wiedziałem, że to koniec mojej współpracy z Polskim Związkiem Narciarskim, byłem już skoncentrowany na moich celach związanych z przyszłością. To było po prostu zamknięcie pewnego etapu. Nie było we mnie żadnych wielkich czy negatywnych emocji.

W Słowenii dowiedzieliśmy się, że kończysz pracę z kadrą A, natomiast na stole leżała jeszcze propozycja związana z polskimi juniorami. Od początku wiedziałeś, że to koniec pracy dla PZN?

Zawsze dobrze mieć opcje, ale szczerze – od początku wiedziałem, że ta propozycja będzie trudna do zaakceptowania. Miałem swoją preferowaną drogę i to właśnie ją wybrałem.

Dlaczego po ostatnich zawodach wszystko potoczyło się tak szybko? Nie doszło nawet do spotkania zespołowego na koniec trzyletniej współpracy. Po prostu – do domu.

Jeśli federacja ma braki w strukturach, to wszystko tak się kończy. To była tego przyczyna, mówiąc krótko.

Jak wyglądały twoje relacje z Adamem Małyszem i członkami zarządu Polskiego Związku Narciarskiego na przestrzeni tych trzech lat?

Generalnie na początku bardzo dobrze. Z Adamem też. Ale z roku na rok było coraz mniej kontaktu. Nigdy nie miałem ścisłego kontaktu z członkami zarządu, ale myślę, że to też była kwestia bariery językowej. Z Wojciechem Gumnym (wiceprezes PZN – przyp. red.) miałem większy kontakt – on tego kontaktu szukał, był bardzo wspierający. Ogólnie – zaczęło się dobrze, ale pogarszało się z roku na rok.

To dziwne, że była taka bariera językowa na tym poziomie współpracy.

Tak, ale z reguły w innych krajach trener współpracuje z dyrektorem sportowym, a nie z zarządem. Czasami jako główny szkoleniowiec miewasz kontakt z prezesem, ale zasadniczo powinno się współpracować ściśle z dyrektorem sportowym. W Polsce tak nie było.

Jakie były największe wyzwania kulturowe i organizacyjne w pracy w Polsce?

Przede wszystkim byłem sam jako trener.

Co masz na myśli?

W Austrii masz dyrektora sportowego, wspólne wizje, próbujecie się nawzajem napędzać, dla dobra dyscypliny. Tutaj to był bardziej bój niż współpraca. Niezależnie od poziomu, praca trenera skoczków narciarskich w Polsce jest bardzo trudna, a w ten sposób nie jest ułatwiana.

W takiej roli przez krótki okres wspierał cię Alexander Stoeckl. Dlaczego to nie wypaliło?

Mam wrażenie, że nie ma spójnej wizji w federacji. To generuje trudności. Czasami jako trener potrzebujesz w pracy wyznaczenia kierunku, wartości, wspólnego celu. Tego brakowało, ale mam nadzieję, że znajdą swoją „polską wizję” – z polskim trenerem na czele.

Jak podsumowałbyś współpracę z Maciejem Maciusiakiem, który został twoim następcą?

Był naprawdę dobrze współpracującym trenerem. Świetnie wykonywał swoją robotę, w pełni zorganizowany sposób. Idealnie wywiązywał się z roli asystenta, bardzo dobrze mi się z nim pracowało.

Co roku twój sztab szkoleniowy zauważalnie się zmieniał. Przykładowo – każdą zimę kończyłeś z innym asystentem u boku. To nie jest działanie systemowe. Czego był to efekt?

Sytuacja związana z odejściem Marka Noelke nie była planowana. Chciałem wypełnić z nim swój czteroletni kontrakt, ale pojawiły się trudności. Musieliśmy zareagować i Wojciech Topór był wyborem przejściowym. Przed rokiem pojawiła się prośba ze strony PZN, by to Maciek Maciusiak ze mną współpracował, na co byłem otwarty. Dlatego było tyle zmian.

Przez trzy lata starałeś się otworzyć kadrę przed kibicami, zaprosić ich bliżej. Pojawił się serial poświęcony waszej grupie, zakulisowe materiały w mediach społecznościowych, a zawodnicy dostawali nawet zgodę na udzielanie wywiadów w dniu zawodów – pomiędzy skokami. Dlaczego zdecydowałeś się działać w ten sposób?

Ponieważ takiego podejścia jestem nauczony, tak to wygląda w Austrii. Jesteśmy otwarci, pracujemy kreatywnie. Próbujemy nowości i nie boimy się porażek. Szukamy różnych rozwiązań. W końcu skoki narciarskie to także produkt, trzeba współpracować z mediami i ludźmi spoza drużyny. To była część mojej pracy, ale wracając – w innych krajach główny trener nie myśli za dużo o takich rzeczach. W Polsce musiałem radzić sobie z wieloma rzeczami, nie tylko sportowymi.

Które momenty zapamiętasz z pracy w Polsce niczym wyjątkowe kartki z kalendarza?

Na pewno tytuł mistrza świata wywalczony przez Piotrka Żyłę w Planicy. Zapamiętam też sukcesy Dawida Kubackiego. Pierwszy sezon pracy w roli głównego trenera i tyle zwycięstw? To było niesamowite uczucie. Trzecia z takich wyjątkowych chwil to pierwsze podium Pawła Wąska w Pucharze Świata.

Rozwój naszej młodzieży był jednym z twoich głównych zadań. Dlaczego udało się to tylko z Pawłem Wąskiem?

To kwestia zasobów. Starasz się budować zespoły, wspólnie z prezesem federacji zastanawiasz się, jacy trenerzy byliby najlepsi dla poszczególnych grup. Ale ostatecznie, żeby naprawdę rozwijać utalentowanych zawodników, potrzeba na to czasu — i dobrze zaplanowanej struktury szkoleniowej już od samego początku. Myślę, że te pierwsze kroki zostały już podjęte. Widzimy coraz lepsze wyniki juniorów, ale wciąż jest duża luka pokoleniowa po tej wielkiej drużynie, którą mieliście wcześniej. Tego nie da się uzupełnić z dnia na dzień. Udało się to z Pawłem.

Od lat mówi się o talencie Jana Habdasa czy Tomasza Pilcha. Co odróżnia naszą młodzież od rówieśników z Austrii? Weźmy pod lupę rocznik 2002 z Austrii, a tam… Daniel Tschofenig, Maximilian Ortner czy Markus Mueller.

Co ich różni? Profesjonalizm. Oni myślą o skokach narciarskich 24 godziny na dobę — o tym, co mogą zrobić lepiej. Pilch czy Habdas mają talent, ale sam talent dziś już nie wystarczy. Ten sport jest zbyt rozwinięty, pracują w nim sami profesjonaliści, więc potrzeba zarówno talentu, jak i pełnego zaangażowania. A tego połączenia tutaj zabrakło.

Jednocześnie miałeś dbać o wyniki naszych mistrzów świata, doświadczonych zawodników. Co powiedziałbyś o tej części swojej pracy w Polsce?

Nie wyszło, to oczywiste. Może działało to w pierwszym sezonie, ale później już nie. Nie chcę już tego oceniać. Myślę, że powiedziałem wystarczająco dużo w minionych latach i na koniec ostatniego sezonu.

Co czułeś, kiedy po trzech latach współpracy – zamiast podziękowań – w mediach pojawiła się otwarta krytyka ze strony niektórych z byłych podopiecznych?

Takie jest życie, po prostu. W takich sytuacjach widać prawdziwą osobowość człowieka. Zawsze najłatwiej jest obwiniać innych. Ale, jak powiedziałem – to bardzo jednostronna opinia. Można było zobaczyć też wspaniałe osobowości, które naprawdę były wdzięczne – również na sam koniec. I to mi w zupełności wystarczy.

Grupa była jednością do samego końca?

Dostrzegałem duże podziały. Ostatecznie zawsze potrzeba dwóch stron, które chcą współpracować. A moim zdaniem – tutaj ta chęć była jednostronna. Dobrze, że ten projekt dobiegł końca. Uważam, że dla wszystkich to było najlepsze rozwiązanie.

Z perspektywy czasu – zmieniłbyś coś w sposobie zarządzania zespołem czy komunikowania z jego członkami?

Nie mam nawet motywacji, żeby się zastanawiać, co zrobiłbym inaczej w Polsce, bo to już przeszłość. Patrzę w przyszłość – i to mnie teraz w pełni napędza.

Jakim trenerem jesteś po tych trzech latach? Pracowałeś pod ogromną presją, co musiało być czymś nowym.

Na pewno bardziej doświadczonym w trudnych sytuacjach. Teraz jestem szczęśliwy, że znów będę mógł poprowadzić młodych i zmotywowanych zawodników.

To moja opinia. Polska nie dysponuje gorszymi juniorami od Niemców. Dlaczego zatem zdecydowałeś się na zmianę barw?

Bo w Niemczech jest naprawdę dobrze zorganizowana federacja narciarska, z którą mogę współpracować – i to właśnie dlatego wybrałem tę opcję.

Zwracasz uwagę na lepszą organizację niemieckiej federacji. Co to w praktyce oznacza?

Dopiero zaczynam, ale „dobrze zorganizowane” oznacza na przykład to, że analiza sezonu odbywa się według jasno rozpisanej agendy przygotowanej przez federację. To rzeczowa, konstruktywna dyskusja. I to już samo w sobie pokazało mi, że to dobre miejsce do pracy.

Kiedy pojawiła się propozycja z Niemiec?

Środowisko skoków to mały świat — każdego roku jesteś w kontakcie z ludźmi. Z Niemcami ten kontakt był właściwie cały czas, przez ostatnie lata. Ich komunikacja była zawsze spójna, bardziej na zasadzie rozmowy koleżeńskiej. No a potem pojawiła się konkretna oferta. Kiedy dokładnie? Nie muszę tego mówić.

Były oferty z innych krajów?

Tak.

Będziesz dalej mieszkał w Polsce?

Tak, na pewno w najbliższym czasie nadal będę mieszkał w Polsce. A co dalej? Zobaczymy. Jedno, czego nauczyłem się w życiu, to że nie da się zaplanować kolejnego roku w mojej pracy. Logistycznie – będę podróżował na zgrupowania i zawody. Na ten moment taki jest plan, a później będziemy szukać najbardziej efektywnego rozwiązania.

Zapewne masz za sobą rozmowę ze Stefanem Horngacherem na temat przyszłości niemieckich skoków, za którą będziesz współodpowiedzialny.

To nie była rozmowa ze Stefanem Horngacherem, tylko z dyrektorem sportowym. Tak jak mówiłem – w innych krajach to dyrektor odpowiada za federację, a nie główny trener. Mamy jasno określone cele, ale na razie po prostu cieszę się, że mogę pracować z tym zespołem. A co będzie dalej – zobaczymy. Dysponujemy świetną mieszanką młodych i doświadczonych ludzi. Są zawodnicy z poziomu Pucharu Kontynentalnego, grono skoczków z dość dobrą przeszłością w Pucharze Świata, a także utalentowana młodzież.

Współpraca z niemieckojęzycznymi zawodnikami ułatwi sprawę?

Tak, to na pewno duża zaleta w pracy trenera, bo język jest kluczowy w procesie szkoleniowym.

W Polsce prowadziłeś kadrę A, w Niemczech będzie to kadra B. Jakie są twoje długofalowe ambicje trenerskie?

Na ten moment chcę jak najlepiej wykonywać swoją robotę w niemieckiej kadrze B i zobaczymy, co wydarzy się w przyszłości.

Z Thomasem Thurnbichlerem rozmawiał Dominik Formela


Dominik Formela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (16472) komentarze: (59)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @Kolos

    Przesadzasz. Ale faktem jest , że pierwsza poważna praca TT przerosła.

  • Kolos profesor
    @Michael16289

    Kubacki w ostatnim sezonie przed Thurnbichlerem zdobył brąz IO. I ogólnie i pod Dolezalem i pod Horngaherem wygrał niejedno. Baza była. Co zresztą stwierdził i sam Dawid Kubacki, że pierwszy sezon skakał na bazie wypracowanej wcześniej a nie na cudotwórczych mocach TT.

    Po za tym wiesz, gdyby trzeci sezon Thurnbichlera był najlepszy to można by mówić o jakimś warsztacie trenerskim. Kiedy facet przychodzi, dostaje największych mistrzów i w pierwszym sezonie róbi z nimi spory wynik (też nie cały sezon i nie wszyscy, ale pomińmy to). A w każdym kolejnym sezonie jest coraz gorzej.
    To nie najlepiej to świadczy o trenerze.

    A siłą rzeczy w pierwszym sezonie pracy oddziaływanie trenera na podopiecznych jest mniejsze i nie pełne, i dopiero kolejne pokazują prawdę o trenerze. A Thurnbichler, ech, wyniki a raczej ich brak mówią same za siebie.

  • sledzik16 profesor
    @Arturion

    Krytykowałem go cały czas ale teraz niech mu sie tam wiedzie jak najlepiej. Choć to facet całkowicie nie z mojej bajki pod każdym względem ale trzeba też troche zmieniać poglady :)

  • fraki doświadczony
    @Michael16289

    Obstawiam to drugie, teraz będzie, tak jak życzy sobie PZN i sponsorzy, czyli ogromny nacisk na odnowę 3 i Olka.

  • Michael16289 początkujący
    @Kolos

    Z całym szacunkiem ale jaka baza mogła być za Doleżala skoro Kubacki nie istniał w ostatnim sezonie przed zmianą trenera? Miał dobry sezon po Stefanie bo bazowali na jego pomysłach a później już nie wiedział Michał co ma robić aby było lepiej a czołówka odjechała w siną dal. Kubacki mógł działać tak jak działał przed chorobą żony a nie kombinować i nie byłoby problemu. Ale teraz nie ma już co gadać. Zobaczymy co Maciusiak zrobi i jak Paweł Wąsek będzie w tym sezonie się spisywał. Bo albo zrobi kolejny progres albo zostanie gość zmarnowany.

  • Arturion profesor
    @King

    Akurat z Rodlauerem skończyło się równie fatalnie, jak z Zidkiem. Na szczęście krócej to trwało.
    Dziadek nic nie zrobił, zainkasował, co mógł. I poszedł sobie, nie żegnając się nawet z zawodniczkami.

  • Arturion profesor
    @sledzik16

    Masz rację.
    Ale teraz nikt nie powie że TT to trener niedoświadczony. ;-)

  • Kolos profesor
    @King

    Wiesz, pytanie ile z tego pierwszego sezonu Thurnbichlera było faktycznie jego zasługą a ile po prostu siłą rozpędu i bazą wypracowaną wcześniej.

  • King profesor
    @Kolos

    "Fakt, masz rację, że zatrudnienie Thurnbichlera było błędem"

    Tego nie napisałem. Potem się wszystko posypało, ale pierwszy sezon był bardzo udany jak na nasze możliwości. Należy pamiętać, że kadra była starsza, więc ja doceniam te wyniki które były tak jak doceniałem wyniki Dolezala, bo on również miał już starszą kadrę niż Horngacher.
    Stoeckl no wydawało się, że jest to ruch idealny, ale w pewnym sensie skończyło się jak z Rodlauerem. Oczekiwania były spore względem obu, a skończyło się wręcz fatalnie (no może nie aż tak jak z Zidkiem czy Jiroutkiem jako trenerami kadry B).
    No ale skoro on na boku robił coś tam związanego z deweloperką no to co się dziwić, że w nas mógł mieć wywalone...

  • Kolos profesor
    @sledzik16

    No niestety, to też było z góry wiadome, zresztą taki był cel Austriaków, żeby Thurnbichler poszedł nabierać doświadczenia...

  • Kolos profesor
    @King

    Fakt, masz rację, że zatrudnienie Thurnbichlera było błędem (szczególnie na takie stanowisko i z takim zakresem obowiązków). Pamiętajmy jednak, że nikt nie zmuszał TT do podjęcia pracy w Polsce. Wiedział na co się decyduje.

    I owszem nie wszystko w PZN jest idealne ale nie przesadzajmy. Thurnbichler dostał cieplarniane warunki od każdej strony, z góry namaszczony na cudotwórcę. Ja tam się nie dziwię, że Polscy trenerzy mogli mieć opory że słuchaniem wytatuowanego młokosa, w dodatku z niewielkim doświadczeniem. To się nie mógło udać już z założenia i takie czy inne niedomagania PZN-u nie miały tu znaczenia.

    Co do Stoeckla to niestety, ale on też nie był bez winy, a zaraz obrażanie się i rzucanie pracy po pierwszych słowach krytyki i to wcale nie jakiejś ostrej jest absurdalne. I ok. Prezes nie rozegrał tego najszczęśliwiej, ale po prostu Stoeckl nie był najlepszym wyborem...

  • sledzik16 profesor
    @Arturion

    Szkoda tylko że doswiadczenie nabywał na naszej kadrze A która sporowadził na pozim niebotycznie niski.

  • King profesor
    @Kolos

    Chodziło mi o kwestie strukturalne. Chyba nie od dziś wiadomo, że w tym PZN dobrze nie jest. Fajnie, że będziemy mieć zaplecze, talenty jak potem nic z tego nie wynika.

    Zawodnikami, którzy ostatni raz płynnie w miarę weszli w wiek seniorski to było pokolenie powiedzmy 86-91. Pozostali mieli problemy i obserwujemy to w sumie do dzisiaj. Bo gdyby wszystko przebiegało dobrze nie mielibyśmy problemów z aż taką dziurą pokoleniową.
    To oczywiste, że TT przerosło to wszystko z perspektywy czasu, no nie da się złapać kilku srok za ogon, czyli podtrzymywać mistrzów nadal, robić progres z młodymi i jeszcze po godzinach próbować budować system i to jeszcze w sytuacji kiedy nie wszystko przebiega po myśli trenera (ponoć ci nasi trenerzy nie do końca byli chętni co do jego propozycji).

    Dobrze można założyć, że mogli być niechętni bo to co proponował by się nie sprawdziło (tego już się nie dowiemy, bo mowa tu o rozwiązaniach długoterminowych). Ale fakt jest taki, że u nas niżej od lat wszystko nie funkcjonuje. Przychodzi praktycznie jeden gość (no z asystentem, a potem jeszcze bierze sobie zbędnego faceta od tunelu) i on sam ma wszystko budować w atmosferze niechęci i braku odpowiedniej komunikacji.

    Tutaj pierwsze co musi się zmienić to chyba mentalność w tym całym PZN, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. Reputację też sobie napsuli strzelając wiele razy w kolano (lub nawet znacznie wyżej...) czy to przy postępowaniu ze Stoecklem czy przy wielu innych sprawach. Powagi tutaj niewiele więcej niż w PZPN, o ile nawet nie mniej momentami...

  • Kolos profesor
    @King

    Tylko jaki "tonący statek"? Mamy zaplecze, nazwiska, talenty. Może nie tyle ile byśmy chcieli, ale daleko nam np. do Czech gdzie nie mają z czego złożyć cztwroosobowej drużyny.

    Thurnbichler dostał wolną rękę, mógł sobie dobierać nazwiska tak zawodników, jak sztabu i innych współpracowników do woli.

    Efekt był zerowy, czyli trener był słaby a nie drużyna

  • King profesor
    @Kolos

    Pomijając już przykład Thurnbichlera pełna swoboda w robieniu tego co się chce może oznaczać nic :)

    Co ci da swoboda w robieniu tego co się chce na "tonącym statku"?

  • King profesor
    @Adick27

    Co do sprzętu nawet w jednym z ostatnich podcastów Stefan Hula wspominał, że za Stefana mieli topowe kombinezony (te czekoladowe), ale potem w 2017/18 Norwegowie mieli już lepsze i to by się w sumie zgadzało, bo byli bardzo mocni wtedy.

  • Kolos profesor
    @cqrs

    Akurat PZN zrobił w tej sprawie wszystko co mógł i robił to raczej dobrze. Najbardziej zagorzałym zwolennikiem Thurnbichlera był i chyba nadal jest prezes Małysz.

    Tuhrnbichler miał więc pełne poparcie związku, pełną swobodę robienia co chce, od metod treningowych po zatrudnianych współpracowników. Więc nie ma co narzekać.

  • cqrs początkujący

    Ogólnie Polska to organizacyjny (przepraszam za sformułowanie) burdel. Widzę to na każdym kroku, czy to w pracy, obecnej czy byłych, działaniu instytucji publicznych czy właśnie sportowych, nie tylko PZN.

  • Kolos profesor
    @Adick27

    Też nie uważam żeby sprzęt był kluczową sprawą, gorszy sprzęt może ewentualnie warunkować co najwyżej, że ktoś zamiast podium zajmuje miejsce 6 czy 8, ale nie regularna trzecia dziesiątka, z trudem połowa drugiej. A tak skakali Polacy.

    Oczywiście zapewne nie mieliśmy w sprzęcie tego co Austriacy, Niemcy czy Norwegowie. Ale jednak. Tak słabych wyników nie da się usprawiedliwić sprzętem.

  • Adick27 doświadczony
    @Pavel

    Narzekanie na sprzęt było wyłącznie na początku sezonu i to jest nawet logiczne, gdyż najłatwiej tym uspokoić opinie publiczną "wszystko jest dobrze, tylko musimy popracować nad sprzętem" później jak kurtyna opadła opinie były zgoła inne.
    Zresztą wyniki Wąska pokazały, że to nie w sprzęcie był problem przynajmniej nie sprzęt był kluczowy.

    Nie jesteśmy w stanie ocenić czy w tym aspekcie odstawaliśmy od reszty, gdyż ciężko nasi zawodnicy byli po prostu w słabej formie, zakładam że w ekwipunku Austriaków czy Norwegów też by nie wygrywali.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl