Od Nykaenena do Ahonena. O dominacji w skokach narciarskich

  • 2008-01-09 11:38

Tegoroczne występy Thomasa Morgensterna skłaniają do refleksji na temat szeroko rozumianej dominacji w skokach narciarskich. Kolejne zwycięstwa młodego, a przecież jakże już utytułowanego Austriaka często określane są w mediach mianem nokautów. Jednakże to nie wygrane Thomasa Morgensterna będą przedmiotem niniejszego artykułu.


Z pewnością w posezonowych podsumowaniach i dla Niego znajdzie się przy okazji takich rozważań miejsce, lecz jeszcze na to za wcześnie. Dominator, to ten, który zgarnia wszystko lub niemal wszystko, a w każdym razie zgarnia większość. W skokach narciarskich od czasów wyczynów Janne Ahonena często używa się określenia dominator wobec skoczka, który potrafi wygrywać z ogromną przewagą, który tryumfuje najczęściej w sezonie, a w konsekwencji zabiera do domu "wielki narciarski tort", jak nazwał w ubiegłym roku kryształową kulę Mika Kojonkoski, przez tak wielu kibiców i specjalistów darzony ogromnym szacunkiem.

Andreas Goldberger w KuusamoAndreas Goldberger w Kuusamo
fot. Tadeusz Mieczyński
Martin SchmittMartin Schmitt
fot.
Adam MałyszAdam Małysz
fot. Karolina Osenka

1987/1988 - Matti Nykaenen, czyli jak to robił "Latający Fin".

Sezon olimpijski, który na całe lata wyznaczył normę i pewien wzorzec wygrywania. Na 20 przeprowadzonych wówczas konkursów Matti Nykaenen tryumfował w 10. W łącznej klasyfikacji zgromadził 313 punktów, drugi Pawel Ploc miał tych punktów 204, a trzeci Jiri Parma ponad połowę mniej od Mattiego - 136. Najbardziej spektakularne zwycięstwo "Latający Fin" odniósł właśnie nad Parmą, pokonując go podczas drugiego konkursu w Sapporo o 39.3 punktu, co było wówczas absolutnym nokautem. W swoich dziesięciu tryumfach Matti pokonał rywali łącznie o 169.9 punktu, co daje średnio 16.9 punktu przewagi na każdy konkurs. Ciekawostką niech będzie fakt, że ostatnia victoria Mattiego w tym sezonie była jedyną, w której nie wygrał on zdecydowanie metrami. Mimo że ostatecznie tryumfował w Lahti z przewagą 2.9 punktu, to jednak odległości miał krótsze o 4 metry od drugiego... Szweda Jana Bokleva. Tymczasem wszystko zaczęło się od konkursów w Kanadzie, gdzie na skoczni w Thunder Bay Matti pokonał drugiego Pawła Ploca o równe 23 punkty. Drugie zwycięstwo, równie przekonujące, tym razem o 23.8 punktu odniósł na dużej skoczni w Thunder nad swoim największym, jak pokazała historia, rywalem - Jensem Weissflogiem. Nikt wówczas nawet nie przypuszczał, jak szczęśliwe dla Fina okażą się kanadyjskie areny skoków. Turniej Czterech Skoczni nie zaczął się aż tak błyskotliwie, bo od "dopiero" drugiego miejsca w Oberstdorfie, gdzie latający Fin musiał uznać "chwilową" wyższość Ploca, skaczącego w obu seriach o pięć metrów dalej. W kolejnych konkursach Nykaenen był już nie do zatrzymania. Zwyciężał kolejno w Ga-Pa, Innsbrucku, Bischofschofen, bijąc Taelberga, Bauera i Ulagę, w każdym konkursie dokładając po kilkanaście punktów swoim rywalom. Nie mogło się to skończyć niczym innym, jak wygraniem całego TCS. Był to pierwszy wielki sukces Fina w tamtym sezonie. Największy miał dopiero nadejść. Dokładnie 15 lutego 1988 roku skoki po raz drugi w sezonie zawitały do Kanady, tym razem do goszczącego olimpijczyków Calgary. Dwa równe wybicia z progu, zakończone lądowaniem na 90 metrze każde, dały Finowi drugi w karierze złoty medal olimpijski. Drugi Pawel Ploc, który przecież był tym, który odebrał Nykaenenowi szansę na odniesienie tryumfu we wszystkich konkursach TCS, stracił do Fina aż 17 punktów. Osiem dni później w konkursie na dużej skoczni Wielki Matti także nie miał sobie równych, choć trzeba sprawiedliwie przyznać, że w drugiej serii o metr dłuższy skok zmierzono brązowemu medaliście Matjazowi Debelakowi, reprezentującemu Jugosławię. Mimo to przewaga Fina i tym razem nie podlegała dyskusji, a cały konkurs wygrał o 16.1 punktu nad Erikiem Johnsenem z Norwegii. Po zapewnieniu sobie trzeciego złota podczas konkursu drużynowego (25.02.1988) Matti powrócił do Europy, by dwoma zwycięstwami w Lahti przypieczętować swoją czwartą kryształową kulę. "Latający Fin" dokończył dzieła czwartym miejscem w Planicy (26.03.1988). Niewątpliwie ten sezon był jednym z najbardziej spektakularnych w historii skoków. Jeden zawodnik zgarnął wszystko: TCS, złoto na Igrzyskach oraz kryształową kulę za sezon. I mimo że już w sezonie 1991/1992 rodak Nykaenena, Toni Nieminen powtórzył serię (wygrał TCS, złoto na Igrzyskach i kulę), to jednak na tak przekonującego dominatora skoki musiały poczekać jeszcze ładnych kilka sezonów.

1994/1995 - 5 razy 100 = "norma Goldbergera".

Z różnych względów sezon ten pojawia się w niniejszym artykule. Niby Goldberger nie został mistrzem świata, a Turniej Czterech Skoczni wygrał głównie dzięki temu, że Funaki podparł skok w Bischofshofen. A jednak jest to w moim odczuciu drugi od czasów Nykaenena sezon, w którym jeden skoczek był aż tak przekonującym zwycięzcą. Pod wieloma względami sezon 1994/1995 przypomina 1987/1988. A może to tylko złudzenie? Tym razem odbyło się 21 konkursów, a jego bohater wygrał aż w 10 zawodach. Zaczęło się nietypowo, bo od Planicy, tyle że od skoczni normalnej. Tutaj jeszcze Goldberger musiał uznać wyższość Kazuyoshi Funakiego, jednak już po drugim konkursie popularny "Goldi" przywdział koszulkę lidera Pucharu Świata. W pierwszych trzech zawodach składających się na Turniej Czterech Skoczni Andi zajmował każdorazowo drugie miejsca. Pozwalały one co prawda na utrzymanie plastronu lidera, jednakże w kontekście tego, co w Innsbrucku zaprezentował Funaki, nie dawały szans na zwycięstwo w całym Turnieju. A jednak Japończyk nie wytrzymał finału i podparł najdłuższą próbę drugiej serii. Tym razem Goldberger, który przecież był już niezwykle doświadczonym zawodnikiem, nie pozwolił odebrać sobie zwycięstwa i pewnie tryumfował nie tylko w Bischofshofen, ale i w całym TCS. Było to drugie zwycięstwo Goldbergera w sezonie. Kolejne odniósł jeszcze w Willingen, Sapporo oraz w Lahti. Jednakże prawdziwą dominację rozpoczął Goldberger od konkursu w Lillehammer, to właśnie tam wygrał nad drugim Okabe o 17.6 punktu. Ciekawostką niech będzie fakt, że kolejne trzy zwycięstwa (w Oslo oraz dwukrotnie w Vikersund) odniósł także nad Okabe. Ostatni tryumf Goldiego, to loty w Oberstdorfie, podczas których drugiego Cecona pokonał o ponad 16 punktów. Były to ostatnie zawody w sezonie, a Austriak zapewnił sobie drugą w karierze kryształową kulę. Wygrywając ostatnich pięć konkursów na długie lata wyznaczył tzw. "normę" Goldbergera, wyrównaną dopiero przez innego z bohaterów niniejszego tekstu. Na Mistrzostwa Świata do kanadyjskiego Thunder Bay Goldberger jechał w roli murowanego faworyta. Historia dowiodła jednak nie raz, lecz wiele razy, że sport nie znosi próżni, a z faworytami ma zwyczaj obchodzić się bez żadnych skrupułów. Tak też było i tym razem. O ile po pierwszej serii konkursu, który odbył się 18 marca 1995 roku Goldberger tracił do sensacyjnie prowadzącego Norwega "tylko" 2 punkty, o tyle w drugiej serii Tommy Ingebrigtsen, bo o nim mowa, pozbawił Goldiego szansy na pierwsze w karierze indywidualne złoto MŚ. Powtórzenie wyniku z pierwszej serii (127.5 metra) pozwoliło "złotemu chłopcu" na zdobycie "zaledwie" srebra. Norweg skoczył aż o 9.5 metra dalej i to on cieszył się złotem. Losy Pucharu Świata były już jednak rozstrzygnięte, a klasyfikacja generalna prezentowała się następująco: Andreas Goldberger 1571 punktów, Roberto Cecon 935, Janne Ahonen 869. Łatwo policzyć, że nawet bez ostatnich pięciu zwycięstw Goldi wygrałby kryształ bez najmniejszego problemu. Kto wie, może więc warto było zrezygnować choćby z dwóch ostatnich zawodów, a ich kosztem lepiej przygotować się do Mistrzostw? To tylko gdybanie, natomiast faktem jest, że te 636 punktów, które Goldi dołożył rywalom, to jedna z największych różnic w historii Pucharu Świata. Żaden skoczek po Goldbergerze nie wygrał już kryształu z tak oszałamiającą przewagą. Same zwycięstwa nie były aż tak spektakularne. Dość powiedzieć, że na 10 tryumfów wystarczyło ledwie 79.5 punktu, co daje jakieś 7.9 punktu na zwycięstwo, a więc o połowę mniej niż to miało miejsce w przypadku Nykaenena.

1999/2000 - 11 schodów do gwiazd Martina Schmitta.

Siedemnaście sezonów utrzymywał się rekord wygranych w jednym pucharowym cyklu należący od 1983 roku do Nykaenena (w 1988 Matti wyrównał swoje własne osiągnięcie). Po wymianie całych pokoleń skoczków (od Orłów z Absam począwszy na Weissflogu skończywszy) pojawił się zawodnik, któremu udało się w jednym sezonie wygrać więcej konkursów niż legendarnemu już wówczas Nykaenenowi. Fakt, że potrzebował on do tego aż 23 startów nie wynika z winy bohatera tej opowieści, ale drugi - równie bezsporny - fakt, że Nykaenen nie miał szans na wzięcie udziału w tak długim sezonie świadczy wciąż tylko i wyłącznie na korzyść Fina. Ale do rzeczy. W sezonie 1999/2000 odbyło się 26 konkursów indywidualnych. Martin Schmitt w tych 26 konkursach zgromadził aż 1833 punkty. Do dzisiaj wynik ten jest rekordem ilości zdobytych punktów. Z przyczyn oczywistych nie jest to rekord wymierny, gdyż jak wiemy ilość zawodów nie jest stała, trudno więc tutaj o jakiekolwiek porównania z poprzednikami (choćby z mającym o pięć konkursów do dyspozycji mniej Goldbergerem, który przegrywa tutaj ze Schmittem "tylko" o 262 punkty). Jakby jednak nie patrzeć, to właśnie Martin Schmitt był tym skoczkiem, który przy zwiększającej się z roku na rok liczbie konkursów zdołał choć w tej jednej statystyce wyprzedzić legendarnego Fina. Już sezon wcześniej (1998/1999) Martin jako drugi skoczek po Goldbergerze zdołał wyrównać ilość zwycięstw w sezonie (tryumfował 10 razy, a odbyło się wówczas aż 29 konkursów - 10 zwycięstwo Martin odniósł w 27 starcie sezonu). Warto zaznaczyć, że Schmitt, mimo iż zdominował sezon, nie był pierwszoplanową gwiazdą głównych imprez, czyli TCS oraz MŚ w Lotach. W tym pierwszym najlepiej poradził sobie drugi w generalnej klasyfikacji Andreas Widhoelzl, a złoty medal w lotach przypadł rodakowi Martina - Svenowi Hannawaldowi. A jednak zwycięstwa Martina w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu, nikt nie mógł zakwestionować. O ile w 1999 roku kryształową kulę Schmitt w ostatniej chwili wyrwał z rąk Janne Ahonena, o tyle w 2000 przez większą część sezonu trzymał bezpieczny dystans, a swoich głównych rywali (Widhoelzla i Ahonena właśnie) wyprzedzał pewnie i bez zadyszki. Złożyło się na to generalne zwycięstwo 11 pojedynczych tryumfów, które Maddin odniósł z łączną przewagą 101.2 punktu, co daje jakieś 9.2 punktu przewagi na każde ze zwycięstw. Najdotkliwiej Schmitt obszedł się ze swoim rodakiem Hannawaldem, pokonując go podczas drugiego startu w Engelbergu o 20.2 punktu. Nie oszczędzał też Ahonena, który aż pięć razy plasował się tuż za Niemcem, niemal zawsze tracąc doń kilka do kilkunastu punktów. Dokładnie 5 marca 2000 roku podczas zawodów w Lahti Martin Schmitt, bijąc po raz kolejny Ahonena, osiągnął nieosiągalne przez lata dla żadnego skoczka jedenaste zwycięstwo w sezonie. I mimo że końcówka marca 2000 roku należała do innego Niemca (trzy ostatnie starty wygrał Hannawald), nikt nie mógł mieć wątpliwości - Martin Schmitt ustanowił nowy standard wygrywania kryształowej kuli. Większa niż przed laty ilość konkurów musiała prędzej czy później do tego doprowadzić. Było to niemal tak samo nieuniknione, jak to, że za kilka lat znajdzie się ktoś, kto zatryumfuje w jeszcze większej liczbie startów, ale o tym kilka linijek niżej.

2000/2001 - Adam Małysz... "i wszystko jasne".

A przecież nie musiało być jasne. Nic. Niby dlaczego miałoby być? Przecież Adam Małysz poprzedni sezon zakończył na 28. miejscu, a do Schmitta stracił aż 1619 punktów! W sporcie decyduje czasem tak drobny element, że nawet najbystrzejszy obserwator nie potrafi go dostrzec. To, że Adam Małysz był w przeszłości zwycięzcą zawodów PŚ odeszło w niepamięć i dla wielu stało się jasne, że Polak, mimo iż dość jeszcze młody, nie osiągnie już zbyt wiele w skokach. Ba! Byli tacy, którzy na łamach prasy jawnie namawiali go do zakończenia kariery oraz do tego, by nie blokował miejsca w kadrze kolegom. W sezonie 2000/2001 nikt nie stawiał na Małysza. Nikt też nie liczył na jego dobre miejsca w PŚ, ani na choćby przyzwoity występ podczas TCS. Nikt to złe słowo. Liczyło grono najbardziej oddanych kibiców świata, którzy od jego pierwszego w karierze miejsca na podium (18.02.1996) zdali sobie sprawę z tego, że oto Polska po Bobaku i Fijasie ma wreszcie skoczka, który może walczyć z najlepszymi. Jednak tak naprawdę przygotowania do sezonu odbyły się w ciszy. Rozpoczęło się ...dyskwalifikacją Małysza. Sprawa zbyt długich nart obrosła już dzisiaj legendą. Prawdą jednak jest, że szansę na mocne wejście w sezon pokrzyżował ...zły pomiar najcenniejszych polskich stu sześćdziesięciu kilku centymetrów od czasów Jerzego Kuleja. W sezonie 2000/2001 odbyło się tymczasem 21 konkursów indywidualnych, spośród których Polak wygrał 11, wyrównując osiągnięcie Schmitta. Jednak by tego dokonać Małyszowi wystarczyło 20 startów, a właściwie 19, jeśli odejmiemy ten, w którym go niesłusznie zdyskwalifikowano. Wybuch formy nastąpił w najdogodniejszym momencie, albowiem podczas 49. edycji Turnieju Czterech Skoczni. Małysz wygrał wszystkie cztery kwalifikacje, ale przede wszystkim wygrał cały Turniej pokonując drugiego Ahonena z rekordową przewagą. I może właśnie przy samych przewagach warto się przy okazji tego sezonu zatrzymać. Wspominając we wstępie o nokautach Morgensterna pozwoliłem sobie na małą złośliwość. Jednak nie dotyczyła ona skądinąd sympatycznego Austriaka, lecz nadużywania określenia nokaut. O ile można się zgodzić, że nokautował Nykaenen, o tyle od jego czasów seryjnie robił to już tylko Adam Małysz. Łączna przewaga punktowa, z jaką Orzeł z Wisły pokonał rywali podczas 11 wygranych konkursów, to UWAGA 244.8 punktu. Daje to aż 22.2 punktu na każde ze zwycięstw. Nie było wcześniej w historii zawodnika, który z taką częstotliwością wygrywałby z tak ogromnymi przewagami, jak Małysz w sezonie 2000/2001. Aby zobrazować to, jak ogromną stratę w punktach ponosili rywale Orła z Wisły, proszę mieć na uwadze, że Janne Ahonen wszystkie swoje 34 zwycięstwa odniósł z łączną przewagą 239.7 punktu. To mniej niż Małysz dołożył w ledwie 11 konkursach. Robi wrażenie, prawda? A teraz dodajmy do tego liczne rekordy skoczni (Ga-Pa - 129.5 m., Innsbruck - 120.5 m., Willingen - 151.5 m., Trondheim - 138.5 m., Lahti - 98 m. - licząc tylko te, które po sezonie zostały, a nie te chwilowe, jak choćby Oberstdorf - 132.5 m. czy Harrachov - 212 m.) złoto i srebro podczas Mistrzostw Świata, TCS oraz Turniej Nordycki i mamy pełnię zwycięstwa Małysza w całej okazałości. Klasyfikacja na koniec sezonu wyglądała następująco: Adam Małysz 1531; Martin Schmitt 1173; Risto Jussilainen 938. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że był to najlepiej wygrany Puchar Świata od czasów kuli dla Nykaenena w 1988 i w moim subiektywnym odczuciu był to najlepiej wygrany kryształ w ogóle. Polak jest jedynym skoczkiem w historii, który wygrał ponad połowę zawodów w sezonie, a przede wszystkim odskakiwał rywalom w sposób nadzwyczajny. Nazywanie dzisiejszych skromnych 5- czy nawet 15-punktowych zwycięstw nokautami jest mocno nieuprawnione wobec tego, co wyprawiał w tamtym okresie Małysz.

2004/2005 - "Finowie robią to dłużej" - Janne Ahonen.

Biorąc pod uwagę to, że między pierwszym a ostatnim (jak dotąd) zwycięstwem Janne Ahonena jest różnica przeszło 14 lat, trudno oprzeć się wrażeniu, że hasło, które towarzyszyło Finom w sezonie 2004/2005 jest jak najbardziej zasadne. O wielkości Janne napisano już wiele, dlatego, by nie powtarzać tez, które akurat w tym tekście są zbędne, skoncentruję się wyłącznie na trzecim, w mojej subiektywnej ocenie, najlepiej wygranym sezonie w historii Pucharu Świata. Zaczęło się od trzęsienia ziemi. Janne Ahonen w Kuusamo zwyczajnie upokorzył czołówkę. I zrobił to w stylu porównywalnym do wyczynów największych gwiazd tego sportu. Różnica 43.2 punktu nad drugim Herrem, to czwarty nokaut w historii, albowiem bardziej przekonująco wygrywali tylko Felder, Małysz i Nieminen. Kolejny konkurs i kolejna ogromna przewaga, tym razem "tylko" 20.1 punktu nad Thomasem Morgensternem. Po weekendzie w Kuusamo nikt nie miał wątpliwości - Janne będzie zmierzał po drugą w karierze kryształową kulę. I tak też się stało. Podczas kolejnego weekendu, tym razem w Trondheim, Ahonen potwierdził, że będzie bronił tytułu najlepszego skoczka świata, z takim trudem wywalczonego w ubiegłym sezonie. Swojego pogromcę, w osobie Adama Małysza, spotkał dopiero w Harrachovie, ale już w następnym konkursie nie miał sobie równych poprawiając rekord skoczni i wygrywając po raz piąty. Później było już tylko ...lepiej. Takiej dominacji jednego skoczka od samego początku rywalizacji nie było nigdy w historii. Co prawda Janne "tylko" wyrównał rekord otwarcia należący do Andreasa Feldera, ale po drugim miejscu w Harrachovie wygrał aż sześć kolejnych startów. Poprawił tym samym rekord Goldbergera w ilości wygranych pod rząd (wyrównany wcześniej przez Małysza i Hannawalda). Seria zwycięstw była chyba jednak zbyt męcząca, nie tyle dla zawodnika, co dla sędziów, albowiem przy jednakowo długich skokach, w czwartym konkursie 53. Turnieju Czterech Skoczni, Janne musiał uznać wyższość Martina Hoellwartha, który wyprzedził go aż o siedem punktów. Rekord Svena Hannawalda został więc ocalony. I może o to właśnie chodziło? Tak czy inaczej absolutny, co pokazała historia, król Turnieju Czterech Skoczni nie został drugim w dziejach tych zawodów skoczkiem tryumfującym we wszystkich czterech konkursach. Po dziesięciu dotychczasowych zwycięstwach Janne wygrał jeszcze i jedenasty start, tym razem w Willingen. Udało mu się poprawić rekord Małysza, który w opinii niektórych miał wytrwać 50 lat. Cóż, rekordy, jak wielokrotnie pisałem, są od tego, by je poprawiać. Janne wylądował na 152 metrze. I nie jest w tym momencie istotne czy odległość tę zmierzono dobrze, czy źle. Liczy się fakt, że na 13 pierwszych startów w sezonie, Janne wygrał aż 11. Ten rekord może w istocie przetrwać lata. Kropkę nad "I", opuszczając uprzednio loty w Bad Mitterndorf, Ahonen postawił podczas zawodów w Titisee-Neustadt. Było to 30 zwycięstwo w karierze Wielkiego Fina. W tamtym czasie dawało mu ono trzecią pozycję w klasyfikacji wszech czasów, za Jensem Weissflogiem i rodakiem - Matti Nykaenenem. Po zapewnieniu sobie tryumfu w końcowej klasyfikacji Ahonenowi została jeszcze jedna ważna rzecz do zrobienia. W sezonie, o którym mowa, odbywały się Mistrzostwa Świata w Oberstdorfie. Rozpoczęły się od zwycięstwa młodego Słoweńca, Roka Benkovica. Janne musiał pokornie cieszyć się z brązu, gdyż drugie miejsce przypadło reprezentantowi Czech - Jakubowi Jandzie. Został jednakże jeszcze konkurs indywidualny na Schattenbergschanze. I tym razem był on szczęśliwy dla Fina, który skokami na odległość 141.5 oraz 142.5 metra z łączną notą aż 313 punktów po raz drugi w karierze został indywidualnym mistrzem świata. Wszystkie zwycięstwa z tego sezonu odniósł Ahonen przewagą 111.4 punktu, co w przeliczeniu na konkurs daje 9.28 punktu na każde zwycięstwo. Jest to więc wynik lepszy od tych, które uzyskali w swoich najlepszych sezonach Schmitt oraz Goldberger, lecz sporo gorszy od tego, co prezentowali Małysz z Nykaenenem. Mimo że po MŚ Fin czekał już tylko cierpliwie na finał, by odebrać kryształową kulę, to jednak warto wspomnieć o ostatnim oddanym przez Niego skoku w sezonie. Mowa oczywiście o fenomenalnym locie w Planicy. Ahonen awaryjnie, bo inaczej tego nazwać nie można, lądował na granicy 240 metra, a sam skok wyceniany jest przez fachowców na dobre 10 metrów więcej. Można więc powiedzieć, że Janne jest skoczkiem, który jak dotąd "zaleciał" zdecydowanie najdalej w historii. Na ile w tym prawdy, przekonamy się pewnie po zakończeniu przez niego kariery, gdy będzie już można zrobić dokładne porównania wszelkich statystyk, w których pojawia się jego nazwisko, z wynikami, które osiągali inni wielcy skoczkowie.

Kilka słów na koniec.

Oceniając powyżej przedstawione sezony trudno oczywiście wybrać jeden najlepszy. Każdy statystyk ma prawo do odwrócenia kolejności, do nadania zupełnie innych priorytetów. Dla kogoś sezon Schmitta czy Goldbergera mógłby się tutaj w ogóle nie znaleźć, bo jak pisać o dominacji skoczka, który na przykład nie zdobywa złotego medalu? Dla jeszcze kogoś numerem jeden będzie właśnie sezon Goldbergera, choćby z uwagi na uzyskaną przez Austriaka przewagę nad drugim Ceconem lub sezon Schmitta, gdyż zgromadził on najwięcej punktów w historii. Ktoś powie, nie bez zdania racji, że najlepiej kryształową kulę wygrał Ahonen, albowiem po prostu zwyciężył najwięcej konkursów. Znajdą się i tacy, dla których liczyć się będzie tylko Nykaenen, bo wziął absolutnie wszystko i nie dał sobie wyrwać choćby jednego złotego medalu. Dla wielu najbardziej przekonująco wygranym sezonem będzie ten, który należał do Małysza. I może nie tylko ze względu na sentymenty, ale też ze względu na odrobinę prawdy, którą zawsze zawierają wszelkie statystyczne porównania... Bez względu na te wszystkie rozterki, życzę Nam - kibicom - abyśmy najlepsze sezony Pucharu Świata mieli jeszcze przed sobą, albowiem te, które znalazły się w niniejszym felietonie stanowią już tylko piękną, lecz jednak... historię.


Mariusz Wesołowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (20212) komentarze: (60)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim

    Świetny Artykuł

  • anonim
    ??

    I ani słowa o Panu Apoloniuszu Tajnerze?

  • aro94 początkujący
    ciekae

    małysz nie pokona ahonena

  • FAN ADAMA MAŁYSZA stały bywalec

    Artykuł ten dotyczy wyłącznie najlepiej, moim zdaniem, wygranych w historii Pucharów Świata.

    Wirkola nie mógł się więc znaleźć z przyczyn obiektywnych. Podobnie jak na przykład Walter Steiner, Kasaya, Achenbach i wielu, wielu innych skoczków z czasów przed PŚ.

    Co się zaś tyczy Jensa, no cóż, klasyfikację generalną wygrał tylko raz (1984). Nie był to jakiś nokaut, chociaż na 14 konkursów, w których brał udział, wygrał 7, a poza podium był tylko 2 razy.

    Spragnionych informacji o Weissflogu odsyłam do artykułu, który znajduje się na tej stronie:

    http://www.skijumping.pl/wiadomosci/5610/ Z-cyklu-Skoczkowie-wszech-czasow -Jens-Weissflog---arcymistrz-dwoch-stylow/

    (bez spacji)

    Pozdrawiam,
    FAM

  • anonim

    Artykuł OK, ale nie do końca uwzględnia wilekich... Brakuje Weissfloga - jedynego skoczka, który odnosił sukcesy skacząc w tradycyjnym stylu i w stylu "V" oraz dominatora z przed lat Bjoerna Wirkoli (uwzględnił ich ktos na forum w statystykach).

  • anonim
    Mistrzowskie zestawienie

    Artykul bardzo ciekawy. Komentarze tez, nie przejrzalem wszystkie i nie znalazlem ani jednego negatywnego, swiadczy to u duzej klasie autora i jego interesujacym podejsciu do tematu, pozdrawiam i powtorze za innymi, wiecej takich artykulow prosze.
    Wszystkim kibicom zycze wielu emocji z udzialem naszych skoczkow.

  • anonim

    Podoba mi sie ten artykul...
    Raz na jakis czas trzeba robic podsumowania wyrazic swoje mysli poglady na to co sie dzialo przez pewne kilka sezonow
    Brdzo ciekawe polecam!

  • FAN ADAMA MAŁYSZA stały bywalec

    @Ziutek,
    pisząc ten artykuł nie miałem zamiaru udowadniać, że wygranie 10 konkursów z 20 przeprowadzonych jest lepsze niż wygranie 11 z 26, choć pewnie mogło to i tak zabrzmieć.
    Nykaenen też nie brał udziału we wszystkich konkursach, podobnie jak Schmitt.

    Zgodzisz się jednak, że większa ilość startów w sezonie pozwala zawodnikowi (przy optymalnej formie) więcej razy znaleźć się na najwyższym stopniu podium. Kiedy napisałem, że 10 victoria Martina Schmitta stała się faktem dopiero w 27 konkursie sezonu nie chodziło mi o zdeprecjonowanie jego osiągnięcia, bo mam nadzieję, że mój szacunek do wszystkich bohaterów tego felietonu jest odczuwalny, lecz o pokazanie, jak wiele od czasów Mattiego się zmieniło.

    Większa ilość konkursów dała szansę na większą ilość zwycięstw, to naturalna kolej rzeczy. W obecnym sezonie jest blisko 30 zawodów. Jeśli Morgenstern utrzyma formę, to przy odrobinie szczęścia, które przecież także jest w sporcie potrzebne, może wygrać i 15 startów...

    Za wszelkie niezręczności stylistyczne, które mogą wzbudzać słuszne wątpliwości co do merytorycznej strony tekstu, przepraszam.

    Pozdrawiam,
    FAM

  • vero92 profesor
    xD

    Bardzo fajny artykuł. I tak popatrzeć na lata to... tych dominatorów było jedynie kilku. Nokautów prawdziwych też było tylko kilka.
    Gdyby tak wymienić wszystkie sukcesy, zwycięstwa Małysza i pokazać jak to robił itd... myślę że by wygrał. Nie zawaham się powiedzieć że Adam Małysz jest po prostu najlepszy, chociaż to określenie bardzo ogólnikowe... ale zawsze tak myślałam i myśleć będę nadal choćby ktoś zdobył KK 5, chyba że to znowu będzie Adam Małysz.
    xD

  • anonim

    Większa liczba konkursów wcale nie oznacza, że łatwiej jest wygrać 10 czy 11 konkursów, bo sezon jest dłuższy lub bardziej intensywny i dobrą formę trzeba dłużej utrzymać, co jest trudniejsze, więc pisanie, że ktoś wygrał 10 na 20, czy 11 na 21 nie znaczy, że to jest lepsze niż wygranie 10 czy 11 konkursów na 26

  • anonim

    "tryumfował 10 razy, a odbyło się wówczas aż 29 konkursów - 10 zwycięstwo Martin odniósł w 27 starcie sezonu"

    Ale Martin Schmitt startował tylko w 23 konkursach (nie startował w dwóch konkursach w Harrachovie, bo tam nie pojechał, nie startował w Zakopanem, bo miał zapalenie migdałków, nie startował znowu w Harrachovie - tam zresztą z czołówki był tylko Ahonen oraz w Lahti, gdzie po prostu zszedł z belki startowej, bo uznał, że w takich warunkach się nie skacze), a w 28 konkursie przegrał z Miyahirą tylko o 0,3 punktu.
    Więc skoro piszecie, że w ten sposób o Małyszu, to bądźcie konsekwentni też wobec Schmitta. Zatem w pierwszym sezonie Schmittowi wystarczyło 21 konkursów na odniesienie 10 zwycięstw, a w drugim 23 konkursy na odniesienie 11.

  • anonim

    fantastyczny artykół! proszę więcej takich

  • patrycja381 weteran

    swietny artykul, mozna takch wiecej na tej stronie?

  • rozaldinho@op.pl stały bywalec

    wg mnie - artykuł klasy światowej. Naprawdę miło jest poczytać, jak POLAK przygniatał rywali...

  • marrta bywalec

    Ahonen to jednak mial pecha...
    Wiecznie drugi...
    Gdyby wygrywal juz dawno wyprzedził by Nykenena...
    Ale gdybać można zawsze...
    Ja ze swej strony cały czas mam nadzieje ze doczekam się kiedys bezpośrefnich wielkich pojedynków Małysza z Ahonenem.Nie licząc Nykenena dla mnie to najwieksi skoczkowie w historii. Ah...Gdyby Adam złapał teraz forme...

  • luneta początkujący

    zgadzam się! Bardzo ciekawy artykuł. A wie może ktoś, co dzieje się z byłym MŚJ Mateuszem Rutkowskim, bo widziałem go ostatnio na liście startowej MP, ale czy skakał i jak wypadł nigdzie nie znalazłem.

  • witam stały bywalec

    Doskonały artykuł. Sporo się o tych statystykach dowiedziałem, nie znałem ich wcześniej. Zaszokowały mnie statystyki z sezonu 2000/2001. Gratuluję autorowi!

  • you've got a friend in me bywalec
    Świetny artykuł, gratulacje dla autora

    To właściwie przekrój przez gigantów skoków narciarskich. Gigantów o zadatkach genialności. Niektórzy pójdą jeszcze dalej i stwierdzą : geniuszy. I nie narażą się na śmieszność, bowiem słowo "geniusz" w przypadku omawiania osiągnięć WIELKIEJ PIĄTKI jest jak najbardziej na miejscu. Wkład każdego z wymienionych przez autora sportowców jest wręcz nieoceniony dla skoków narciarskich jako dyscypliny. Nasi "geniusze" wysoko zawiesili poprzeczkę, dlatego apetyty rozochoconych Morgich, Schlierich itp, długo nie zostaną zaspokojone. Choć woli i nieczym niezmąconej ambicji "wymazywania" rekordów Wielkich Poprzedników im nie odmówię. Ale ten wątek mniej mnie interesuje. Bardziej pasjonująca jest walka WEWNĄTRZ PIĄTKI. Tak oto Małysz i Ahonen "ścigają" wciąż miłościwie nam panującego króla Nykaenena, choć sami muszą w tej pogoni oglądać się za (a raczej "na") siebie. Obaj panowie są motorem tej dyscypliny, walczą nie tylko o zwycięstwo w pojedyńczym konkursie, ale także o miejsce w historii. Choć, bez względu na wyniki ewentualnej roszady na szczycie, obaj na owo miejsce już dawno zapracowali.

  • anonim
    -

    Bardzo ciekawy artykuł i ciesze sie, że został opublikowany własnie teraz :-)

  • anonim
    O proszę

    Nie wiedziałem, że Cecon odnosił w przeszłości takie fantastyczne sukcesy, do tej pory sądziłem, że jego największy sukces to 15 miejsce w Predazzo :D

  • Marco Polo weteran
    @autor

    Z tych zestawień wynika wyraźnie: największe debeściaki to Matti,Adam i Janne. I jak byśmy ich nie przedstawiali, bez względu na układ gwiazd i kamer, zawsze wyjdzie na tych trzech:)
    Wracając do naszej rozmowy. Te 244 pkt robi oczywiście wielkie wrażenie. Ale podaj róznicę z wszystkich 38 wygranych konkursów:) Róznica będzie z pewnością większa, ale wrażenie mniejsze, bo jednostkowa przewaga znacznie mniejsza:) jak weźmiesz te 12 zwycięstw Janne z roku 2004/2005 to też zrobią imponujące wrażenie w porównaniu z tymi 239 pkt ze wszystkich zwycięstw.Nieprawdaż? I o to się mnie rozchodziło:)

    Aha. Bardzo się mnie podobało. Jak zwykle zresztą.:)

  • anonim

    Ach Schmit,Małysz,Hannavald... To były czasy! Teraz nie ma już takiej rywalizacji ! No chyba że dwóch Austryjaków! ale to nie to samo....

  • fanka_schmitta bywalec
    Magda

    ach, co to były za czasy, kiedy Małysz rywalizował ze Schmittem, aż się łezka w oku kręci, kiedy o tym pomyślę...
    Fajnie by było znów cos takiego obserwować...
    Może za niedługo;)

  • anonim

    odpisali z portalu tvn 24 ze dziekuja za zauważenie błedu i że w piersi sie biją ha ha

  • fugazi początkujący
    ciekawostki statystyczne po TCS

    Klasyfikacja Turnieju Czterech Skoczni 1953-2008

    1. J. Ahonen 632 pkt.
    2 J. Weissflog 579
    3. A. Goldberger 427
    4. B. Wirkola 424
    5. M. Nykänen 377
    6. J. Raska 284
    7. H. Recknagel 273
    8. S. Hannawald 270
    9. E. Kirjonen 264
    10. N. Kasai 251
    A. Małysz 251

    Punktacja:
    1 miejsce – 25 pkt., 2 miejsce – 19 pkt., 3 miejsce – 15 pkt., 4 miejsce – 10 pkt.,
    5 miejsce – 7 pkt., 6 miejsce – 5 pkt., 7 miejsce – 4 pkt., 8 miejsce – 3 pkt., 9 miejsce – 2 pkt., 10 miejsce – 1 pkt.

    Wg miejsc na podium w klasyfikacji generalnej TCS:

    1. J. Weissflog 9
    J. Ahonen 9
    3. B. Wirkola 6
    4. M. Nykänen 5
    5. A. Goldberger 4
    E. Kirjonen 4

    Wg miejsc na podium w poszczególnych konkursach TCS:

    1. J. Weissflog 29 (w tym 10 zwycięstw)
    2. J. Ahonen 26 ( 9 zwycięstw)
    3. B. Wirkola 17 (10 zwycięstw)
    4. A. Goldberger 17 (5 zwycięstw)
    5. M. Nykänen 12 (7 zwycięstw)

    J. Weissflog brał udział w 15 edycjach TCS (60 konkursach). Zatem niemalże w co drugim konkursie stanął na podium (29)!

  • anonim
    Oni to poprawili juz !

    Krzysztof Miętus zastąpił w polskim zespole Macieja Kota, który bez powodzenia startował w zakończonym w niedzielę Turnieju Czterech Skoczni. Miętus w najbliższy weekend wystartuje w polskiej ekipie w dwóch konkursach narciarskiego Pucharu Świata w skokach we włoskim Val di Fiemme.
    Do startu w Pucharze Świata 12-13 stycznia w Val di Fiemme trener Hannu Lepistoe powołał Adama Małysza, Kamila Stocha, Marcina Bachledę i Krzysztofa Miętusa.

    W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata liderem jest Austriak Thomas Morgenstern - 940 pkt przed swoim rodakiem Gregorem Schlierenzauerem - 654 i Finem Janne Ahonenem - 615. Adam Małysz jest 7. - 312 pkt, Kamil Stoch 35. - 36 pkt.

  • aaa stały bywalec

    Ja bym sobie życzył aby już nikt nie był w stanie i nie poprawił rekordów uzyskanych przez Małysza, Ahonena czy Nykenena. Niech tak pozostanie, a będziemy wiedzieć, że to nasz rodak z Wisły był tym jednym z pięciu najlepszych w historii skoczków.

  • anonim
    Wie ktoś może gdzie znajde

    napisy do filmu "Matti" - polskie lub angielskie - a może ktoś zna źródło z filmem już z napisami?

  • fugazi początkujący
    o dominacji w skokach narciarskich

    Statystyki to rzeczywiście czasem pasjonujące zajęcie. Faktycznie można zastosować wiele kryteriów, próbując wskazać największego dominatora w danym sezonie. Chciałbym zwrócić uwagę na jedno z takich kryteriów, wg którego przyznałbym miano największego dominatora M. Nykaenenowi za sezon 1987/88.
    10 zwycięstw osiągnął on, startując w tylko 14 konkursach PS, innymi słowy wygrał on w ponad 70% konkursów, w których brał udział. Ten wynik jest jeszcze bardziej niesamowity, jeżeli uwzględnimy wszystkie starty indywidualne tego zawodnika w tamtym sezonie (2 złote medale olimpijskie + brąz w MS w lotach). Łącznie więc 17 startów indywidualnych i 15 miejsc na podium (w tym 12 zwycięstw). Te dwa jedyne miejsca poza podium to 4 i 5 miejsce w PS. Rekordy są po to, aby je ustanawiać i pobijać. Nie bardzo jednak wyobrażam sobie drugi taki sezon w skokach narciarskich, jak ten z 1987/88 r. Fascynujące jednak w tej dyscyplinie jest to, że tak naprawdę niczego nie można przewidzieć.

  • anonim

    a jaki jest adres email do tvn 24 bo chce do tych nieuków napisac

  • Luk profesor

    Miętus zastąpi Kota w Predazzo! Na Onecie Sport tak piszą.

  • anonim

    ja juz o 7 rano wiedziałam że miętus zamiast kota jedzie do predazzo za trudnijcie mnie w tej redakcji bo ze mną bedziecie miec świeże info!

  • Usia profesor
    @archie

    Mietus ponoc jedzie za Kota. A kto jedzie za bachledę? Czy sztab szkoleniowy, po katastrofalnych występach Bachledy w PŚ zamierza nadal go wozić na wycieczki? Czy to ich własny pomysł, czy przymus sponsora Doskonałe Mleko? A jesli to Doskonałe Mleko steruje nominacjami na zawody (vide Pochwała, Tajner, Bachleda), to czemu zamiast Bachledy nie jedzie Rutkowski? To tez stypendysta Mleczka. Przeciez gorzej niż Bachleda się nie zaprezentuje, to chyba każdy wie. Łukasz najwyżej tak samo jak Bachleda nie będzie wchodził do konkursów!

  • Divine JazOOn profesor
    Fantastyczny

    tekst, zwłaszcza o nokautach Małysza..

  • anonim

    Miętus jedzie na PŚ zamiast Kota! A redakcja śpi...

  • taproflar doświadczony
    do Piotra

    Piotrze
    Na razie nic nie można powiedzieć jak rozwinie się kariera Klimka., dlatego nie wspominam. To zaledwie niespełna 14 dzieciak . Ma jakieś sukcesy międzynarodowe?
    Niewątpliwy talent , ale ile już talentów zmarnowano u nas?
    Poczekam z oceną jak Klimek stanie sie dojrzałym skoczkiem i zacznie odnosić sukcesy na miarę jego talentu czy oczekiwań .

  • anonim

    sorry a Klimek Murańka

  • taproflar doświadczony
    Otwarcie Małysza.

    Trzeb przyznać,że Małysz swoją dominacją w latach jego świetności zrobił otwarcie i inne spojrzenie na skoki.
    To odskakiwanie na 10 m od następnego, ruszyło nowe podejście i myślenie nad sposobami treningów konsultacji fizologiczno -psychologicznego nad sposobami jak dogonić Małysza. Moim zdaniem więcej przez to zrobił dla skoków narciarskich niż zdobycie jakiegoś mistrzostwa.

  • Malyszomaniak profesor
    Dla mnie

    Najważniejszy i najpiękniejszy był sezon dominacji Adama Małysza . to w tym sezonie zobaczyłem niebo i zrozumiałem tak jak to zrozumieli włosi na MŚ we właśnie o Motylu z wąsami czy też Archaniele... To nie tylko dominacja ale styl w jakim zdobywanie sposób w jaki zachowywał się Adam ... Tak jak Jane Ahonen pisał to Adam to zawodnik darzony wielka sympatią przez wszystkich...

    Dlatego ten okres czasu będę uważał za najlepszy okres jaki kiedykolwiek widziałem w sporcie. Te wygrane te nokauty ten sposób tak to prawda wszyscy skakali Adam latał.

    Nie ujmując Ahonenowi jego wielkości Nykenenowi czy innym muszę powiedzieć że również Adam nie dość iż nokautował to robił to w taki sposób i z taka klasą że dziś nie patrzy się tylko na jego wyniki ale też na niego jako człowieka jako zwykłego niezwykłego "Małego Rycerza" "Króla Nart" z wielkim szacunkiem pokorą i zrozumieniem czegoś więcej niż tylko rywalizacja czy wyniki.
    Dzięki niemu możemy zrozumieć bardziej siebie samych.

  • anonim

    jedno jest pewne bez małysza ten świat byłby nudny dobrze że sie pojawił!

  • taproflar doświadczony

    Jedno jest pewne, sezon 2000/2001 wywołał wielki bum wśród fanów, stron internetowych o skokach. Nastąpiła Małyszomania. Wyzwoliła u fanów uwielbienie mistrza. Czy jednak te lata od początków sukcesów Małysza narodziły jakieś inne sukcesy pozostałych skoczków ? To jest jednak dziwne ,że nie ? poza MŚJ Mateusza Rutkowskiego ale to jakby z natury wyszło.
    Każdy młody skoczek chce być drugim Małyszem i dziwne ,że przez 7 lat nie pojawił sie nawet jego cień mimo bumu na skoki . Dalczego ?

  • Magda bywalec

    Ja się najbardziej cieszę, że uwzględniono tutaj Martina Schmitta. Właśnie oglądałam filmiki z jego startów i uważam, że wtedy było coś niesamowitego w skokach.,Tylu kibiców na trybunach, w większości z fioletowymi czapeczkami na glowach. Atmosfera nieziemska. Skoki miały swój niepowtarzalny klimat i osobiście uważam, że to dzięki Martinowi.Ten przesympatyczny Niemiec potrafił pociągnąć za sobą tłumy. A jak wiadomo skoki bez kibiców nire tworzą już takiego widowiska i gorącej atmosfery vide Japonia czy Finlandia. Pozdrowienia dla wszystkich fanów Schmitta! :)

  • anonim
    Warunki w jakich od początku trenowali!

    Własnie, nie mniej ważna kwestia jak ma ogromny wpływ na to czy kariera utalentowanego zawodnika potoczy się szybciej czy z opóżnieniem.
    Weżmy Adama Malysza, w jakich on warunkach treniwał kiedyś, jak zaczynał, to ogromne ma znaczenie, miało!
    Nie miał warunków, malutka skocznia, potem tylko Zakopane, zaplecze ? szkoda słów, brak sprzętu, niejednokrotnie widziałam go w podartym kombinezonie , jakie on miał warunki ?
    Aby mógł pojechac na swoje pierwsze MŚ trener Mikeska wyłożył ponoć swoja kasę, potem mieszkańcy Wisły się składali aby mógł jechac na zawody międzynarodowe.
    Nie było kasy na niego ! Nikt wtedy oprócz trenera nie wierzył, ze maja doczynienia z olbrzymim talentem.
    Dlatego twierdzę, ze Finowie, Austriacy czy Norwegowie, mieli i mają świetne zaplecze, gdzie talent zawodników jest poparty odpowiednim sprzętem, skoczniami itd.
    Natomiast Adam, to kryształ, diament, który tylko dzieki swemu olbrzymiemu talentowi i ciężkiej pracy doszedł na sam szczyt tego sportu.I to się bardziej liczy niż zdobycze innych zawodników, którym niczego nie brakowało.
    PIękny tekst !
    Gratulacje dla autora

  • anonim

    @Radek
    Zależy jak na to patrzeć,PŚ najlepiej świadczy o tym,że skoczek jest najlepszy,bo to nie jeden czy dwa konkursy a wiele.Natomiast rzadkie pojedyncze imprezy sa bardzo prestiżowe,ale o wygranej może zadecydować pech lub szczęście.Ahonem I Małysz nie mają złota olimpijskiego,a są wielcy,Bystoel ma,i kto dzisiaj o nim pamięta?Najbardziej wymierna forma skoczka to forma pod względem ilości wygranych.I przypominam tylko,że Adam by to złoto mógł mieć,odległości dokładnie takie jak u Ammanna,ale zadecydował pech.A co do TCS,tak się chwali Hannawalda że wygrał wszystkie konkursy w jednym turniejiu,ale czym to jest w porównaniu z wyczynem Ahonena? 5 turniejów

  • Radek weteran

    Kto inny powie że najważniejsza jest łączna ilośc punktów zdobytych przez kilkanascie sezonów, kto inny że ilośc kryształowych kul, a kto inny że medale olimpijskie.

    W mojej ocenie kolejnośc jest taka:
    - Kule
    - Medale olimpijskie
    - Medale MŚMSL
    - TCS

    Ilośc punktów zdobytych, nokauty, rekordy to tylko dodatkowe, ubarwiające, nawet znaczie, "smaczki".

  • szprycha początkujący
    Są w planach treningi ?

    Witam. Czy wie ktoś moze cos na temat planów naszej kadry a na ten tydzień ? Czy planują jakies treningi ? Jak tak to gdzie i kiedy ? Z góry dzięki za odp.

  • Usia profesor
    Małysz i Ahonen- dwie wielkie supernowy przełomu wieków

    Małysz i Ahonen dwie Legendy tego sportu, zyjące i świecące w naszych czasach.
    Można się tylko cieszyć, że nam kibicom tego sportu dane jest żyć w czasach ich dominacji na skoczniach świata.
    A spieranie się, który z nich jest lepszy pozostawiam statystykom, dla mnie obaj są wspaniali. I najwiekszym moim marzeniem jako kibica jest to, by obaj jeszcze długo królowali na skoczniach świata. Ich największym atutem jest to, że swoje wielkie sukcesy zawdzięczają przede wszystkim talentowi, pracowitości i uczciwej rywalizacji na skoczni.

  • Martina S stały bywalec
    Ciekawy artykuł

    Myśle że każdy z nich jest atrakcją swojego sezonu i nietrzeba ich porównywać pozdrawiam MARTINA S.

  • MarcinBB redaktor
    panteon

    Wielkie gratulacje Mariuszu!
    Tylko ktoś, kto sam próbował kiedyś grzebać w archiwach,przeglądać tabelki i porównywać statystyki, ma pojęcie, jaki ogrom pracy trzeba było wykonać, by stworzyć takie zestawienie.Autor tak bardzo przyłożył się do napisania, wyliczył wszytko tak rzetelnie i uzasadnił swe tezy w sposób tak dobitny, że trudno w jakikolwiek sposób z nim polemizować. Aż szkoda, bo taka dyskusja jest najciekawsza... ;-)

    Ostatni, nieco asekuracyjny akapit, zaprasza jednak mimowolnie nie tyle do sporu, kto jest najlepszy, co do wyrażania swojej, subiektywnej opinii.
    Na mnie chyb największe wrażenie robi osiągnięcie "Latającego Fina". Nykaenen rzeczywiście zgarnął wszytko, co było do zgarnięcia. Dlatego jest zwycięzcą absolutnym. Aż żal, że tak wielki zawodnik skończył karierę w tak fatalnym stylu a jego losy potoczyły się tak smutno.
    Ale równie olśniewające są występy Małysza. Rzeczywiście - w świetle jego dokonań, nazywać zwycięstwa o 10 pkt "nokautami" to nieporozumienie. Pamiętacie te słowa "wszyscy skaczą a Małysz lata"? Ani trochę nie były na wyrost. Przy jego zwycięstwach "dominator" Ahonen to ciułacz punktów. Ale przecież "uciułał" ich najwięcej w historii. I ekonomicznie rozłożył na największą ilość zwycięstw w sezonie. Jego regularność robi ogromne wrażenie. A w końcu jest Finem, nie Szwajcarem...
    Każdy z głównych bohaterów tego tekstu zasługuje na miano dominatora. Każdemu z nich autor potrafił nadać wyrazisty rys, by maksymalnie przybliżyć ich sylwetki kibicom, którzy nie pamiętają ich karier osobiście. Ale przecież oni sami tworzą ligę naprawdę niezwykłych dżentelmenów.

  • anonim

    najlepszy był ten kiedy Adam odrobił najwięcej punktów 359(!)
    2006/07
    i wygrał 9 konkursów , hat-trick planicowski
    mimo ze lądowałł na 89 m przez Tepesa to wygrał Turniej Nordycki to niesamowite

  • anonim
    szacunek

    naprawdę świetny artykuł ;D to dla tych wszystkich,którzy mają klapki na oczach ale i tak to nie wszystko....mam nadzieje! Czekam na wiecej ;d

  • anonim
    e tam

    z tego wcale to nie wnika

  • anonim

    Świetny artykuł :)

  • anonim

    ztego wynika że Adam Małysz jest najlepszy!

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl