Strona główna • Słowackie Skoki Narciarskie

"Moim drugim domem było Zakopane". Martin Mesik – ostatni Słowak z punktami PŚ

W tym roku mija długich osiemnaście lat, odkąd ostatni reprezentant Słowacji zdobył Punkty Pucharu Świata. W grudniu 2005 roku Martin Mesik zajął 29 miejsce w Engelbergu i to by było na tyle. Teraz gdy słowackie skoki zdają się powracać z zaświatów, portal mybystrica.sme.sk postanowił przypomnieć historię najlepszego Słowaka skaczącego w czasach po rozpadzie Czechosłowacji. 


Na początek podsumujmy ogólnie największe dokonania 44-letniego dziś Martina Mesika. Przez pięć sezonów punktował w zawodach Pucharu Świata, najwyższe miejsce uzyskując w jednoseryjnym konkursie w Willingen w 2003 roku, znalazł się tam na 16 pozycji. Jest dwukrotnym olimpijczykiem, najlepszy wynik zanotował w Nagano na dużej skoczni (26 miejsce). W mistrzostwach świata startował sześciokrotnie, na najwyższej, 20 pozycji, uplasował się w 1997 roku w Trondheim. Trzy razy mieścił się w czołowej "30"  mistrzostw świata w lotach. Zanotował też względnie udany letni sezon 2005, w którym finiszował na 23. pozycji w klasyfikacji generalnej Letniego Grand Prix. 

Karierę zakończył po sezonie 2007/08. Podjął następnie pracę w salonie samochodowym, gdzie z czasem awansował na stanowisko kierownika sprzedaży. Od początku 2023 roku pracuje w branży telekomunikacyjnej na stanowisku menadżera logistyki. Ale nigdy nie rozstał się ze skokami. Jest jednym z założycieli klubu SC Selce, w którym pełni funkcję prezesa, menadżera i trenera w jednej osobie. Ponadto posiada trzy licencje Międzynarodowej Federacji Narciarskiej – sędziego, delegata technicznego i dyrektora zawodów. Oddajmy teraz głos bohaterowi artykułu.

Początki

Urodziłem się w Selcach i dorastałem w rodzinie narciarzy. Najpierw byłem członkiem klubu narciarskiego Selce-Čachovo, a potem w naturalny sposób zaprowadziło mnie to do skoków narciarskich. Widziałem, jak skakali bracia mojego ojca, Marián i Ivan, którzy byli wówczas jeszcze aktywnymi zawodnikami. To oni popchnęli mnie do skoków.  Zawodnicy, którzy najbardziej inspirowali mnie na przestrzeni  mojej kariery to: Adam Małysz, z którym nadal się bardzo przyjaźnimy, Janne Ahonen, Sven Hannawald, Martin Schmitt. Mógłbym wymienić wiele innych nazwisk, ale niech te wystarczą.

Finanse i warunki 

Finansowanie mojego klubu, Dukla Bańska Bystrzyca, w minimalnej części pochodziło wówczas od związku narciarskiego, dostawaliśmy być może nawet mniej, niż teraz dostają nasi skoczkowie. Pokrywało ono od 10 do 15 procent całkowitych kosztów. Pod tym względem byłem jak amator wśród profesjonalistów. Bardzo nam pomogli na treningach Polacy w Zakopanem. Dzięki znajomościom trenera Schlanka mieliśmy także kontakty w Austrii i Niemczech. Wiedzieli o naszej sytuacji, więc pomogli nam w przygotowaniach za pośrednictwem swoich sponsorów. Wsparła mnie także jedna z naszych firm ze Słowackiej Lupczy. Ogólnie rzecz biorąc, miałem kolejnych sponsorów, bez których nie dałbym sobie rady, za co jestem im wdzięczny do dziś. W zasadzie moim drugim domem było Zakopane, gdzie próbowałem trenować z polską kadrą A, czy też z Czechami. Zawsze staraliśmy się do kogoś dołączyć i współpracować z lepszymi zespołami. Gorzej, że wiązało się to z ciągłymi podróżami i długimi przesiadkami. 

Upadki i kontuzje

Kiedyś doznałem złamania obojczyka, ale nie stało się to na skoczni, tylko w wypadku samochodowym. Paradoksalnie w drodze na trening. Na skoczniach nic nie złamałem, ale zaliczyłem dwa paskudne upadki. Jeden w Králikach, drugi w Engelbergu podczas Pucharu Świata. To był dość nieprzyjemny upadek, od razu zabrano mnie do szpitala, zostałem uderzony przez nartę, doznałem poważnej rany w okolicy kręgosłupa, ale na szczęście nic nie złamałem. Złe rzeczy dzieją się szybko, niewiele z tego się pamięta. Musiałem pauzować przez około miesiąc. W Králikach miałem posiniaczoną twarz przez  miesiąc, ale tam byłem mniej poszkodowany niż w Engelbergu.

Loty narciarskie

Zawsze z niecierpliwością czekałem na loty, mimo że najbardziej obciążają one koncentrację i psychikę. W lotach szło mi jednak dobrze, choć do dziś żałuję, że nigdy nie poleciałem powyżej 200 metrów. Zabrakło mi na Kulm 4,5 metra.  Aby przelecieć za tą magiczną granicę, potrzebny był splot wielu okoliczności i trzeba było mieć trochę szczęścia. Najgorsze było to, że bardzo często obniżali rozbieg przed moją próbą. Dobrze jest podczas lotów, gdy jest się jednym z pierwszych. Tym pozwalają skoczyć z wyższego najazdu, a gdy ktoś odleci, belka idzie w dół. Zdarzyło mi się to kilka razy, ale nie miałem na to wpływu. Czy Hektor Kapustik może pobić mój rekord Słowacji? Trudno powiedzieć, najpierw musi ustabilizować skoki od strony technicznej. Samo przebicie 185 metrów nie będzie łatwe, ale życzę mu wszystkiego najlepszego. Dobrze skacze, więc niech leci i zostaje nowym rekordzistą Słowacji. Być może Tamara Mesikova mogłaby przekroczyć kiedyś dwieście metrów, ale najpierw musi pokonać granicę 140–150 metrów, gdyż obecnie jej rekord to 110 m. Ale nadal byłbym ostrożny ze skocznią mamucią. Jest specyficzna dla kobiet. Kiedy byłem w komisji FIS, głosowałam przeciwko lotom kobiet ze względu na kwestie bezpieczeństwa, ale większe kraje to odrzuciły.

Igrzyska olimpijskie

Ogólnie rzecz biorąc, nie mam zbyt dobrych wspomnień z igrzysk w Turynie. Mieszkaliśmy w Sestriere w górach, niedaleko skoczni, ale Turyn był od nas jakieś 3 godziny drogi autem, więc nie dużo mogłem zobaczyć ze względu na mój harmonogram i treningi. Nawet nie uczestniczyliśmy w ceremonii otwarcia, niewiele wyciągnęliśmy z tych igrzysk. Było zbyt daleko, aby oglądać hokej lub inne sporty. Nie wspominam tych igrzysk za dobrze, może gdybym miał lepszą formę, byłoby inaczej. Ogólnie było tam dużo włoskiego chaosu. Nagano było za to wspaniałym doświadczeniem. Wioska olimpijska była w mieście, blisko skoczni.  Nie mogłem się doczekać igrzysk w Stanach Zjednoczonych, ale nie spełniłem kryteriów nominacji. Szkoda, było mi bardzo przykro.

Koniec kariery

Zrezygnowałem ze względu na problemy zdrowotne i z przekonania, że to powinien być koniec. Organizm powiedział dość. Bolało mnie biodro i kolano. Nie mogłem już nawet obciążać tak mocno ciała i doszło do tego, że nie dałem rady wycisnąć z siebie tyle, ile potrzebowałem, aby utrzymać się w "30" w Pucharze Świata. Często kończyłem zawody poza "30" i zaczęło mnie to wykańczać psychicznie. Zdałem sobie sprawę, że to, gdzie chcę być, a gdzie realnie mogę być, to dwie różne rzeczy. Zatem głównym powodem było zdrowie, innym – finanse. Bardziej zaczęła mnie pociągać mnie praca trenera i bycie bezpośrednią częścią zespołu. Obecnie opiekuję się dziećmi i pracuję w klubie, a także pomagam Tamarze Mesíkovej i jej ojcu w przygotowaniach do zawodów FIS. 

Skocznia w Szczyrbskim Jeziorze

Nie możemy mówić o rozwoju Tamary Mesíkovej, Hektora czy Kiry Kapustíków na słowackiej ziemi. Potrzebowaliby certyfikowanych przez FIS skoczni. W tej chwili w grę wchodzi głównie Zakopane, Szczyrk i Wisła. Skocznia  HS100 w Szczyrbskim Jeziorze jest wyłączona z użytku. Jej ponowne uruchomienie dla trenujących czterech skoczków jest dla nas nieefektywne. Przede wszystkim musimy zebrać co najmniej 30 zawodników, którzy tam będą skakać. Ośrodek jest świetny, bo jest na dobrej wysokości, prawie 1400 m n.p.m. To by nam pomogło, ale w Tatrach nie ma ani jednego klubu, który skupiałby się na skokach narciarskich i utrzymywałby obiekt w gotowości przez całą zimę. A mówimy o inwestycji wartej miliony euro, aby całość można było odbudować i zmodernizować, więc jest to obecnie nierealne. 

Czytaj też: 

Polska-Słowacja. A jak było na skoczniach?

Hektor Kapustik - słowacki talent najczystszej wody