Koba Cakadze – gruzińska legenda skoków narciarskich

  • 2017-04-03 16:09

Bakuriani – gruziński kurort narciarski położony na wysokości 1700 m. oddalony o niecałe 200 km. od Tbilisi. To tu zacznie się i skończy nasza opowieść. Tu urodził się w 1934 roku człowiek o wyjątkowo barwnej biografii, Koba Cakadze, jedyny syn gruzińskiej ziemi, który zdołał przedrzeć się do szerokiej światowej czołówki skoczków narciarskich, choć gdyby miał trochę więcej szczęścia w swojej karierze, mógłby dziś być wymieniany nawet w jednym rzędzie z najwybitniejszymi w historii.

Na skoczni z żołnierzami

- Przed wojną Bakuriani było niewielką miejscowością. Latem głównym zajęciem miejscowej ludności było rolnictwo, zimą narty. W 1938 roku w Moskwie odbyły się zawody w biegach narciarskich, w których udział wziął mój brat. Był dla mnie wzorem, wszyscy chcieliśmy go naśladować – opowiada Cakadze.

W latach 40-tych w Bakuriani stacjonowało wielu żołnierzy. Dowódcy armii obawiali się, że Niemcy zaatakują Związek Radziecki od strony Turcji, stąd tak liczna obecność wojska w tych okolicach. Zimą ich głównym zajęciem były narty. Wyczekując na możliwy atak wroga dbali o utrzymanie sprawności fizycznej organizując różnego rodzaju zawody, wyścigi, w których uczestniczyli też mieszkańcy Bakuriani i okolic.

- Byłem bardzo ciekaw, tego co dzieje się w jednostce wojskowej i ciągle się przy niej kręciłem - wspomina Cakadze - zaprzyjaźniłem się nawet z kilkoma żołnierzami. W ramach ćwiczeń członkowie armii odbywali treningi na skoczni narciarskiej. Pewnego razu instruktor zapytał mnie czy chciałbym spróbować swoich sił. Nieśmiało zgodziłem się i w ten sposób oddałem swój pierwszy skok. Po wojnie baza treningowa do skoków rozrosła się. Rozpoczęliśmy regularne treningi i starty w zawodach. Szło mi na tyle dobrze, że zostałem wysłany do Jahromy nieopodal Moskwy, na mistrzostwa młodzieży wiejskiej. Wystartowało 160 osób, a ja okazałem się najlepszy. Od tego momentu wszystko się zaczęło. W 1952 roku zostałem włączony do reprezentacji ZSRR i oddelegowany do ośrodka treningowego w Bakovce. Warunki, jakie tam zastałem były dla mnie szokiem. Dla prostego chłopca ze wsi, który zwykle jadał rękami, już srebrne łyżki i noże były luksusem, nie mówiąc o innych ekskluzywnych dla mnie przedmiotach czy narzędziach.

Prowincjonalne pochodzenie dawało w przypadku Koby znać o sobie jeszcze nie raz podczas jego kariery. Podczas igrzysk we Włoszech w 1956 roku w jednej z restauracji nie potrafił poradzić sobie ze zjedzeniem makaronu z tartym serem i zaczął się krztusić. Skończyło się na tym, że ambasada radziecka wynajęła mu instruktora, który miał za zadanie nauczyć nieokrzesanego Gruzina zachowania przy stole.


Gdyby nie te upadki...

W Bakovce reprezentacja Związku Radzieckiego przygotowywała się do udziału w mistrzostwach świata, jakie na 1954 rok zaplanowano w szwedzkim Falun. Podczas jednego z treningów Cakadze złamał jednak nogę i do Skandynawii ostatecznie nie pojechał. Po kontuzji stosunkowo szybko doszedł do siebie i w następnym sezonie zadebiutował w dużej imprezie, Turnieju Czterech Skoczni. Był w wielkiej formie, prawdopodobnie wygrałby niemiecko-austriackie zmagania, bo skakał pięknie i daleko, niestety większość swoich imponujących lotów kończył upadkami. W Oberstdorfie zajął 14 miejsce, a w Garmisch-Partenkirchen 33. W obu konkursach byłby najlepszy, gdyby pod uwagę wziąć tylko odległości, jakie uzyskiwał. W Innsbrucku zdołał ustać swoje próby i zwyciężyć (niektóre źródła podają, najprawdopodobniej błędnie, że ex-aeqo z reprezentantem NRD, Harrym Glassem), znów oddając najdłuższe skoki w konkursie. W ostatnim konkursie ustanowił rekord skoczni, ale drugi ze skoków zakończył się jego kolejnym upadkiem.  Mimo finalnie nieudanego turnieju swoją postawą wzbudził prawdziwą sensację, a ekipa radziecka nie miała powodów do smutku, gdyż znakomicie spisali się wówczas koledzy Koby z reprezentacji. Turniej wygrał Nikołaj Kamienski, a trzecie miejsce zajął Nikołaj Szamow.

Miesiąc później Cakadze wystąpił na swoich pierwszych igrzyskach. Gospodarzem olimpiady w 1956 roku było włoskie Cortina d’Ampezzo. Gruzin utrzymał dobrą formę z Turnieju Czterech Skoczni, co z tego jednak kiedy znów zaliczył upadek i zamiast walczyć o medale zajął trzydziestą lokatę. Podczas drugiej próby wyszedł z progu tak wysoko, że wydawało się, iż przeskoczy skocznię. W zgodnej opinii obserwatorów widowiska startujący w barwach ZSRR zawodnik leciał na niebotyczną na tej skoczni odległość około 90 metrów. W pewnym momencie jednak przestraszył się wysokości, na której się znajdował, zaczął chaotycznie skracać swój skok i ostatecznie zakończył go upadkiem na 82,5 metrze. Kolejna wielka szansa, medal igrzysk olimpijskich, przeszła mu koło nosa.


Ryba w powietrzu

Na olimpiadzie i tak stał się sensacją za sprawą innowacyjnego stylu, jaki prezentował w powietrzu. Cakadze głęboko wychylony bardzo odważnie wykładał się na nartach, a ręce przez cały czas trwania lotu trzymał wzdłuż ciała, rozkładając je dopiero przy lądowaniu, co było wówczas ewenementem. Sposób, w jaki przemierzał przestrzeń nad zeskokiem nazwano "stylem ryby".

– Tak naprawdę to nie zastanawiałem się nad tym, czy wymyśliłem jakiś nowy styl. Skakałem jak umiałem i jak czułem, że powinienem to robić. Jako dziecko, kiedy byłem pasterzem, spędzałem w górach sześć miesięcy i uwielbiałem obserwować orły. Podczas polowania, gdy zobaczyły swoje ofiary, ich skrzydła były nieruchome, gdy atakowały swoją zdobycz zaczynały nimi wachlować – wspominał Gruzin.

Słynny teoretyk budowy skoczni, szwajcarski inżynier Richard Straumann widząc Gruzina w locie zachwycał się: - Oto skoczek, którego sylwetka w locie jest idealnym, praktycznym potwierdzeniem słuszności moich teoretycznych obliczeń. Kąt zawarty między ułożeniem jego ciała w powietrzu, a płaszczyzną nart jest idealny, parabola, po której płynie on nad zeskokiem, zbliżona jest do ideału.


W Bakuriani na bani

Po igrzyskach w Cortinie Cakadze brał jeszcze trzykrotnie udział w olimpijskich zmaganiach. W 1960 roku w Sqaw Valley znów był bliski medalu i choć tym razem ustał obie próby, to druga z nich była zbyt krótka, by pozwoliła mu walczyć o podium. Reprezentant ZSRR nie poradził sobie z trudnymi warunkami i musiał zadowolić się dziewiątą lokatą. Ten wynik powtórzył jeszcze 12 lat później na igrzyskach w Sapporo podczas rywalizacji na mniejszym obiekcie. Najbliższy zdobycia medalu mistrzostw Świata był w 1962 roku na Średniej Krokwi w Zakopanem (5 miejsce), gdzie do podium zabrakło mu zaledwie jednego punktu. Zresztą Koba wyjątkowo dobrze czuł się na polskich skoczniach, wielokrotnie zajmując miejsca na podium, również najwyższym, różnej rangi konkursów w Zakopanem, Szczyrku i Wiśle. W 1965 roku wygrał rozgrywany na Malince i Skalitem Turniej o Puchar Beskidów. W sezonie 1960/61 zanotował bardzo udany występ podczas Turnieju Czterech Skoczni. Wygrał zmagania w Garmisch-Partenkirchen, a całą imprezę zakończył na czwartym miejscu. Był wielokrotnym mistrzem ZSRR. Mimo niezwykłego talentu i niecodziennej odwagi, pomimo wykonania tysięcy pięknych i dalekich skoków pozostał jednak skoczkiem bez medalu i zwycięstwa w dużej imprezie.

- W reprezentacji przeskakałem 21 lat – chwali się Cakadze - Zakończyłem karierę w wieku 37 lat zdobywając mistrzostwo ZSRR w Murmańsku. Po odwieszeniu nart pracowałem jako trener i konsultant, następnie zdałem egzamin na sędziego pierwszej klasy, dzięki czemu mogłem oceniać skoki zawodników podczas dwóch edycji igrzysk olimpijskich i dwóch mistrzostw świata.

Zanim jednak przeszedł na zasłużoną sportową emeryturę zorganizował w swojej rodzinnej miejscowości benefis pożegnalny dla kolegów ze światowych skoczni połączony z konkursem skoków. Jednym z gości zaproszonych przez Gruzina był mistrz olimpijski z Sapporo, Wojciech Fortuna, który tak wspominał po latach imprezę w Bakuriani w książce Leszka Błażyńskiego "Skok do piekła": - Gruzini zawsze byli bardzo gościnni, a wtedy podczas benefisu, stoły uginały się od jedzenia i alkoholu. Na dodatek wyprawili bankiet dzień przed konkursem, zaprosili mnie do stolika i nalali mi wódki do musztardówki. Wypiłem ich sporo. Ucztowaliśmy do późnych godzin, a na rano zaplanowany był konkurs. Na drugi dzień byłem jeszcze wstawiony. Przed moją próbą nie zawiązałem dobrze butów i gdy skoczyłem.... wypadłem z nich. Trochę się potłukłem, ale miałem tyle promili we krwi, że wcale nie czułem bólu. Wszyscy byli wypici albo na kacu.(...) Koba wcale nie skoczył wtedy najdalej, ale sędziowie dołożyli mu... 10 metrów i wygrał zawody. Nikt ze startujących się nie buntował. Większość i tak była na rauszu. Gdy opuszczaliśmy gościnne Bakuriani, chwiejący się na nogach Koba przyniósł mi na pożegnanie dwa gruzińskie wina. Wypiliśmy je w drodze powrotnej w samolocie. Były dobre na kaca.


Gruzja znów na skokowej mapie świata

W latach 90-tych i na początku XXI wieku rodzinne tradycje kontynuował syn Koby, Kachaber Cakadze, który reprezentował Gruzję podczas trzech igrzysk olimpijskich. Nie odziedziczył jednak talentu po ojcu, a do tego był jednym z najbardziej masywnych skoczków. Podczas igrzysk w Salt Lake City przy wzroście 173 cm, ważył 75 kilogramów. Poza punktami zdobywanymi w Pucharze Kontynentalnym niczym szczególnym się nie wyróżnił. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych.

Koba Cakadze na tle skoczni w BakurianiKoba Cakadze na tle skoczni w Bakuriani
fot. si.com

- Oczywiście skoki narciarskie zmieniły się od czasu mojej kariery diametralnie pod każdym względem – ocenia Cakadze, który nadal interesuje się dyscypliną, z którą był związany przez prawie całe swoje życie - Narty na których skakałem ważyły 11,400 kg, dzisiejsze skokówki ważą około pięciu. Kiedyś długość nart nie była ograniczona, dziś nie mogą one przekraczać 146 % wzrostu zawodnika. Na pewno dziś jest bezpieczniej, my nawet nie mieliśmy kasków i musieliśmy skakać często podczas ekstremalnych warunków wietrznych. Teraz kiedy wieje zbyt mocno zawody zostają po prostu odwołane.

W ostatnim czasie Cakadze włączył się w projekt reaktywacji skoczni narciarskich w Bakuriani. Wcześniej dzięki jego wysiłkom otwarto w okolicy kilka stoków narciarskich. Latem ubiegłego roku towarzyszył Walterowi Hoferowi podczas wizytacji tamtejszych obiektów. – Jestem bardzo szczęśliwy, że miałem okazję odwiedzić Bakuriani i spotkać się z żywą legendą – cieszył się Hofer -
Odwiedziliśmy tamtejsze stare skocznie, będziemy starać się przekonać tutejszy rząd, że warto inwestować w te obiekty dla gruzińskiej młodzieży i pod kątem ich wykorzystania w międzynarodowych zawodach. Mamy nadzieję, że prawdziwe skakanie wróci tu w czasie od trzech do pięciu lat.

Póki co czynna jest tylko najmniejsza skocznia o punkcie K-45 metrów, ale dzięki temu, że udało się ją reaktywować w 2011 roku, możemy od kilku sezonów ponownie oglądać skoczków z Gruzji w międzynarodowych zawodach. Choć pojawiają się rzadko i zajmują miejsca pod koniec stawki, to sam fakt powrotu rodaków Koby po latach na skocznię wart jest odnotowania.

Cakadze, jak sam twierdzi, może jeszcze sporo zrobić dla rozwoju gruzińskich skoków, bowiem, jak mówi, na tamten świat jeszcze się nie wybiera. - Mam dopiero 82 lata, a urodziłem się przecież na Kaukazie, gdzie ludzie żyją długo, bardzo długo. Dla nas, górali, dożyć stu lat to tak jak naturalne jak mieć pięć palców u dłoni. Moja babka zmarła w wieku stu lat, brat mojego ojca również. Kiedy skończyłem pięćdziesiątkę nazywano mnie w rodzinie chłopcem – śmieje się legendarny skoczek.

"Breżniew to ch..."

Koba Cakadze był bardzo lubianym zawodnikiem. Zawsze uśmiechnięty, dla każdego miał dobre słowo. Członkowie silnej wówczas reprezentacji ZSRR niespecjalnie cieszyli się sympatią skoczków zza żelaznej kurtyny, a także z krajów satelickich Związku Radzickiego. Cakadze był wyjątkiem. Jak opowiadał kiedyś mistrz olimpijski z Grenoble, Czechosłowak Jiri Raska, skoczkowie Sbornej na ogół utożsamiali się z ideologią panującą w ZSRR. Garij Napalkow był oficerem Armii Radzieckiej i często powtarzał, że Czechosłowacy powinni być wdzięczni swoim przyjaciołom ze Wschodu za to, że w 1968 roku uratowali im socjalizm.- Tylko Cakadze był normalny – wspominał Raska - Był Gruzinem i miał swój rozum. Chodził z nami do kina, na piwo. I powtarzał, że Breżniew to bolszewicki ch... .



Opracowano na podstawie:

sputnik-georgia.ru
Agenda.ge
Leszek Błażyński: "Skok do piekła"
Wojciech Szatkowski: "Od Marusarza do Małysza"


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (22377) komentarze: (10)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Nowyskoczek5 profesor
    -

    Super artykuł.
    Mam nadzieję że Artur Sarkisani będzie występował w następnym sezonie częściej.

  • jma profesor
    @Jumper_02 @Jumper_02

    Fajnie. Tylko ta K-45 trochę maława... :)

  • anonim
    Brawo

    Fajny Artykuł ciekawy polecam przeczytać :D

  • JensSalumae bywalec

    Sarkisani ucieszył mnie. Dawno nie widziałem Gruzina na skoczni. Jednak szkoda, że wystartował tylko na igrzyskach, szkoda, że nie oglądamy skoczków tego kraju w kontynentalnym czy innych zawodach.

  • anonim

    Brawo! Jeżeli takie artykuły mają wypełniać wiosenny silly season, to ja jestem za! Bardzo ciekawa lektura.

  • Jumper_02 stały bywalec
    Mówiąc szczerze

    Konkursy PŚ w Gruzji? Brzmi ciekawie. jestem za. Co do Cakadze, żywa legenda...

  • Wojciechowski profesor

    Kasai tamtych dni - i tak jak on powszechnie w środowisku szanowany.
    Wielkie dzięki za ten artykuł, gratuluję!

  • Adrian D. redaktor
    @Magik_Ma_Konto @Magik_Ma_Konto

    Kiedyś były to dwa różne pojęcia, dziś mogą być używane zamiennie.

  • Magik_Ma_Konto stały bywalec
    Olimpiada, a Igrzyska



    Czy użyte dwukrotnie w tekście słowo "olimpiada" zostało na pewno użyte poprawnie?

    [Moderowany (3936) / 2017-04-03 15:33:06]

    [Moderowany (3936) / 2017-04-03 15:33:23]

  • kkkk doświadczony
    Świetny artykuł

    Brawa dla autora

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl