Medal odebrany na warszawskim dworcu - przypadki Niilo Halonena

  • 2021-12-20 22:36

Trwający od około dekady kryzys w fińskich skokach jest najdłuższym, najgłębszym i najpoważniejszym, jaki stał się udziałem tej dyscypliny w kraju Mattiego Nykaenena. Do tego, trudno doszukiwać się przesłanek mogących zwiastować jego mniej lub bardziej rychły koniec. Ale kryzys to w dziejach tamtejszego latania na dwóch deskach nie pierwszy. W latach 70. z dołka udało się Finom wyjść dzięki wiedzy, pomysłom i niezwykle silnej osobowości Niilo Halonena. 

Ze sportowego dna na olimpijskie podium

Sezon 1958/59 18-letni Halonen zakończył na 93 miejscu podczas prestiżowego Holmenkollen Ski Festival. Gdy zrezygnowany opuszczał skocznię, nie miał nadziei, że kolejnej zimy, która była olimpijską, będzie się bił o wysokie pozycje podczas igrzysk w Squaw Valley. Przez rok wykonał jednak tytaniczną pracę, a to co wydawało się całkowicie niemożliwe po nieudanych zawodach w Oslo, stało się faktem. Choć bilet do USA otrzymał niemal w ostatniej chwili i doleciał tam razem z drużyną hokejową, to w stanie California zgarnął srebrny medal, wyprzedzony jedynie przez żelaznego faworyta Helmuta Recknagla. W kraju z miejsca stał się celebrytą. – Ten tłum, który zaczął mnie otaczać po powrocie do Finlandii był czymś całkowicie niezrozumiałym – opowiadał w rozmowie z dziennikiem Ilta Sanomat.

Dwa lata później z Zakopanego przywiózł brązowy medal mistrzostw świata, choć niewiele brakowało, by przez pomyłkę organizatorów nie posiadł nagrody za trzecie miejsce. Tuż po zawodach ogłoszono wyniki. Co do zwycięzcy i drugiego w zawodach Nikołaja Kamieńskiego nie było wątpliwości. Ale trzecie miejsce przyznano reprezentantowi NRD, Peterowi Lesserowi. Po wydaniu werdyktu komisja sędziowska postanowiła jednak raz jeszcze przeliczyć wyniki i wtedy okazało się, że doszło do dużej i karygodnej pomyłki, bo to Niilo Halonen z Finlandii powinien otrzymać brąz. Ludwik Fischer, Józef Podstolski i Stanisław Węgrzyniak, przedstawiciele Komitetu Organizacyjnego tłumaczyli, że błąd polegał na pominięciu najdłuższego skoku trzeciej serii przy obliczaniu not za odległość.

Medal za trzecie miejsce zdobyty podczas mistrzostw świata został mu wręczony nie na podium pod skocznią przy aplauzie kibiców, a... na warszawskim dworcu dzień po zawodach. Całe szczęście, że w ogóle udało się Finowi dostarczyć nagrodę za trzecie miejsce, zanim odleciał do kraju. Co ciekawe, trener reprezentacji Finlandii przed mistrzowskimi potyczkami nie wierzył w dobrą dyspozycję w swojego zawodnika i nie zdecydował się desygnować Halonena do walki w pierwszym konkursie, rozegranym na Średniej Krokwi. 

Tragedia na Kulm

Po tamtej zimie bliski był zakończenia kariery. Dogłębnie wstrząsnął nim dramatyczny upadek jego najlepszego przyjaciela z kadry i rówieśnika, Pekki Salo. Recz wydarzyła się w marcu na skoczni Kulm w Bad Mitterndorf. Pierwsze informacje dopływające ze szpitala, do którego przetransportowano fińskiego skoczka były częściowo pozytywne, jednak okazało się, że lekarze ukrywali prawdę. Salo złamał kilka kręgów. Był sparaliżowany. 58 lat życia, które mu pozostało (zmarł w 2019 roku) spędził na wózku inwalidzkim. Krótko po wypadku popadł w depresję, ale szybko odbudował się mentalnie. Skończył studia ekonomiczne i zajął się własnym biznesem.

Założył firmę o nazwie Skisystems zajmującą się sprzedażą detaliczną, hurtową i importem sprzętu sportowego. - Pekka był pierwszym fińskim przedsiębiorcą, który  zajął się tą dziedziną na tak dużą skalę. Najpierw były narty,  później doszedł sprzęt dla windsurferów, rowery górskie i deskorolki. Był bardzo bystrym biznesmenem, który umiejętnie odczytywał trendy - mówił Halonen, który ostatecznie zdecydował się wtedy pozostać przy skokach.

Niilo startował jeszcze przez siedem lat, ale bez większych sukcesów. Przebłysk naprawdę wysokiej formy zanotował jeszcze na przełomie 1963 i 1964 roku. Miał szansę na bardzo wysoką pozycję w Turnieju Czterech Skoczni. Był drugi w Garmisch-Partenkirchen i czwarty w Innsbrucku. Co z tego jednak skoro w Oberstdorfie i Bischofshofen nie ustał kluczowych skoków i zajmował dalsze lokaty. Co ciekawe, w całej bogatej karierze Halonen tylko raz zdobył tytuł mistrza Finlandii. Dokonał tego w 1975 roku. Cztery lata później doznał poważnej kontuzji kostki. O skakaniu na profesjonalnym poziomie nie było już mowy. 

Psychiatra potrzebny od zaraz

Po zakończeniu kariery pracował jako nauczyciel wychowania fizycznego i trener. W 1976 roku rozpoczął pracę szkoleniowca w Fińskim Związku Narciarskim. Tamtejsze skoki wpadły wówczas w marazm. Postawiono przed nim zadanie obudzenia młodych talentów i przywrócenia dyscypliny na właściwe tory. Mistrzostwami świata w Lahti w 1978 roku wprowadził fińskie skoki w nową erę. Potrafił patrzeć, myśleć i działać długofalowo, stworzył podwaliny pod sukcesy na długie lata. Złoto na Salpausselce wywalczył Tapio Räisäsen i zapoczątkował niesamowitą passę, która trwała ponad trzy dekady, do 2010 roku. W tym czasie reprezentacja Finlandii zdobyła 65 medali wielkich imprez, w tym 20 złotych, 11 zwycięstw w Turnieju Czterech Skoczni i osiem Kryształowych Kul.

Halonen, który notabene w 1981 roku został uznany najlepszym trenerem w kraju, wprowadził w reprezentacji żelazną dyscyplinę. Kategorycznie zakazał swoim podopiecznym spożywania alkoholu, który często lał się strumieniami na obozach i zawodach, wszelką niesubordynację karał natychmiastowym wydaleniem ze zgrupowania. Zrewolucjonizował cały system szkoleniowy, wprowadził innowacyjne rozwiązania. Jednym z nich było dołączenie do sztabu… lekarza psychiatry. Gdy trener Halonen po raz pierwszy przyprowadził do zawodników doktora Perttiego Puhakkę, ci zaczęli podnosić głos – Co ty? Masz nas za wariatów??

W rzeczywistości Puhakka odegrał ważną rolę w drużynie. Nauczył zawodników technik koncentracji i medytacji, które skoczkowie włączyli do swojego procesu przygotowania do startu w zawodach. Nawiązanie współpracy ze specjalistą od przygotowania mentalnego rozpoczęło w Finlandii dyskusję na temat roli psychologii w sporcie. Halonen pracował w fińskiej federacji do 1988 roku. Był jednym z tych, którzy z bliska przyglądali się najpierw rozkwitowi talentu Mattiego Nykaenana, a potem jego upadkom. – Na początku nie byłem w stanie przewidzieć, jakie problemy mogą stać się jego udziałem, a potem… Potem nie potrafiłem mu pomóc. Na zbyt dużo mu pozwalano, zbyt daleko wytyczono granicę. Niestety jego przedwczesna śmierć miała miejsce na własną prośbę – twierdzi były trener skoczka wszech czasów.

Wszedł do wody i już nie wyszedł

Po zakończeniu współpracy z rodzimą federacją spełniał się w różnych rolach w jako pracownik FIS. W 2000 roku zrobił sobie przerwę od skoków. Wówczas spotkała go niewyobrażalna tragedia. Stracił swojego najstarszego syna. Kari Halonen poszedł z czteroletnią córką na plażę. Miał wejść na chwilę do wody, a nigdy z niej już nie wyszedł. Młodszy syn Halonena, Mikko, poszedł w sportowe ślady ojca. Jako dziecko próbował skakać na nartach, ale to hokej okazał się jego życiową pasją. W 1992 roku został mistrzem Finlandii.

Niilo, który w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia skończy 81 lat, od jakiegoś czasu wiedzie spokojne życie nieopodal Lahti. W wolnych chwilach grywa w golfa ze swym przyjacielem ze skoczni Veikko Kankkonenen. – Moje oczekiwania wobec reszty życia, które mi pozostało, nie są specjalnie wygórowane. Chcę obserwować jak rośnie trójka moich wnuków, życzę sobie zdrowia dla całej rodziny i moich przyjaciół - zwierzył się niedawno w rozmowie z Ilta Sanomat.

Czytaj też: 

PŚ w Engelbergu, czyli relikt Turnieju Szwajcarskiego

Pierwszy sukces osiągnięty stylem V, czyli jak pewien Czech uprzedził Bokloeva

Oslo 1990 – konkurs, który zmienił historię Pucharu Świata

One przecierały szlaki – pionierki kobiecych skoków


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (3807) komentarze: (5)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Wojciechowski profesor
    @Kolos

    Byłby też nie do przetrawienia dla telewizji, chyba że byłoby to 3 × 30 skoków.

  • Kolos profesor
    @Wojciechowski

    W sumie czemu by nie - system gdzie odbywałyby się trzy serie skoków z zaliczeniem dwóch najlepszych skoków do końcowej klasyfikacji nie byłby taki zły. Jednak o ile sportowo byłby to system sprawiedliwy to w sumie nie do oglądania dla kibiców.

  • Wojciechowski profesor
    @Kolos

    Mieli co prawda tabelki przeliczeniowe (tak samo jak przez lata w kombinacji norweskiej), ale nawet i dziś byłoby to nieprzejrzyste. A zaliczanie dwóch prób z trzech jeszcze potęgowało zamieszanie...

  • Kolos profesor
    @Wojciechowski

    Mówiąc w skrócie: pomysł osobliwy dość... Może nawet ciekawy tylko ówczesna technologia a raczej jej brak nie pozwolił na sensowne jej zastosowanie. Po za tym to wymuszało skakanie całej serii bez wiedzy ile daje dany skok danemu skoczkowi, dopiero po rozegraniu serii brano się za liczenie (bez komputerów...) i nie łatwo było jak widać o błąd.

  • Wojciechowski profesor

    Uzupełniając sprawę zamieszania z medalem w Zakopanem – obowiązywała wtedy eksperymentalna i dość krótko stosowana (zarzucona kilka lat później) reguła obliczania not za odległość. W każdej z serii notę bazową (60 pkt) przyznawano za odległość równą średniej długości pięciu najdłuższych skoków (z zaokrągleniem w górę).

    Tyle że ten system był zupełnie nieprzejrzysty dla widzów i pogrążył też samo jury. Żeby widownia miała jako taką orientację w bieżącej klasyfikacji, jury zakładało przed zawodami „domyślną” odległość, za którą przyznawano 60 pkt. Problem w tym, że później zwykle ta właściwa odległość bazowa była inna. I w tym przypadku jury nie wzięło na to poprawki w III serii.

    Obrazowo: jury założyło prowizorycznie 60 pkt = 93 m, ale ostatecznie okazało się, że 60 pkt = 99 m. Tymczasem ustalili pierwotnie noty na odległość na podstawie tej prowizorki, zapominając, że zmiana odległości bazowej może „przeorać” noty końcowe na tyle, żeby wpłynąć na ostateczną klasyfikację. Wyszło jak wyszło. W „zwykłych” skokach zrezygnowano po kilku latach z obliczania not za odległość na podstawie średniej najdłuższych prób, ale w lotach przetrwało to jeszcze długie lata i też nie pomagało w śledzeniu bieżącej klasyfikacji.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl