Przed Niżnym Tagiłem – śladem radzieckich i rosyjskich skoków narciarskich, cz.2

  • 2019-12-04 14:27

Ponad 80 lat od momentu narodzin skoków w Związku Radzieckim musieli czekać Rosjanie na to, by gościć u siebie w poważnych zawodach najlepszych skoczków świata. Dopiero przyznanie Rosji praw organizacji zimowych igrzysk stało się asumptem do otwarcia się na świat i zapoczątkowało nową erę dla tej dyscypliny. Zanim Niżny Tagił ponownie stanie się w najbliższy weekend areną zawodów o Puchar Świata, proponujemy wirtualną podróż na Wschód śladem historii radzieckich i rosyjskich skoków narciarskich. Dziś część druga i ostatnia.

Przed Niżnym Tagiłem – śladem radzieckich i rosyjskich skoków narciarskich, cz.1

Smutna historia mistrza Biełousowa

Jedynym radzieckim i medalistą (i to złotym) olimpijskim i rosyjskim medalistą olimpijskim pozostaje poruszający się dziś na wózku inwalidzkim. Jako zdobywcy najbardziej wartościowego dla sportowca lauru wypada poświęcić mu nieco więcej miejsca. Przyszły mistrz olimpijski urodził się w 1946 roku na przedmieściach Wsiewołożska, miejscowości położonej nieopodal Petersburga. Okres jego dzieciństwa przypadł na trudne czasy powojenne. - Nie mieliśmy praktycznie nic, jedliśmy to, co urosło nam w ogrodzie – wspominał po latach – Odkąd dziadkowie zaczęli hodować bydło mieliśmy trochę mięsa i mleko. Posiadanie nart było luksusem, rodzice musieli bardzo długo oszczędzać, by kupić mi deski do jazdy na śniegu. Gdy polubił narty, poszedł za ciosem, zapisując się do miejscowej szkoły sportowej, gdzie na dzień dobry zajął trzecie miejsce w konkursie skoków, rywalizując z chłopcami trenującymi od co najmniej dwóch lat.

W 1966 roku Biełusow trafił do kadry narodowej przygotowywanej programem olimpijskim do startu na igrzyskach w Grenoble zaplanowanych na luty 1968 roku. Jeszcze na rok przed jego życiową, jak się później okazało imprezą, nic nie wskazywało, na to, by petersburżanin miał we Francji odegrać kluczową rolę. Podczas mistrzostw ZSRR rozgrywanych w sezonie przedolimpijskim zajął odległe 16 miejsce. Osobliwym może się wydawać fakt, że debiut na międzynarodowej arenie Biełousow zanotował zaledwie trzy tygodnie przed igrzyskami. Po odniesieniu triumfów na krajowym podwórku, w Kirowsku i Gorkach, wybrał się na zawody do Czechosłowacji. W Szczyrbskim Jeziorze podzielił się zwycięstwami z Czechosłowakiem Jiřím Rašką i jak się miało niedługo później okazać, wyniki olimpijskiej rywalizacji w Grenoble stanowiły niemal 1:1 odzwierciedlenie tych zmagań. Będący na fali wznoszącej reprezentant ZSRR wygrał jeszcze konkursy w Bańskiej Bystrzycy i Schmiedefeld w NRD. Na drodze do występu na igrzyskach stała jednak jeszcze wtedy poważna przeszkoda. Biełousow, który jak już wspomniano był żołnierzem, trzykrotnie samowolnie oddalił się z jednostki i jedną z wyznaczonych mu kar dyscyplinarnych miał być zakaz uczestniczenia w igrzyskach olimpijskich. Dopiero po interwencji generała od kary odstąpiono, czego wkrótce nikt w radzieckiej armii na pewno nie żałował.

Konkursy skoków w ramach igrzysk w Grenoble odbywały się na skoczniach w Saint Nizier. Zawody na mniejszej skoczni zostały rozegrane w warunkach raczej urągających prestiżowi olimpijskiej rywalizacji. Organizatorzy po długich wahaniach zdecydowali się jednak na  przeprowadzenie zawodów. Biełousow po pierwszej serii plasował się na 20 pozycji, drugi skok pozwolił mu awansować na, bardzo dobre jak na debiutanta, ósme miejsce.W dniu rozegrania drugiej olimpijskiej batalii, na dużej skoczni, organizatorzy znów załamywali ręce z powodu pogody. Tym razem poważnym utrudnieniem był silny boczny wiatr. Rozważano już nawet taki scenariusz, że o tytule mistrzowskim będzie decydował jeden skok. Rozgrywana w dużych męczarniach pierwsza seria została anulowana i zrestartowana. Swój skok zdążył oddać między innymi Biełousow i była to najdłuższa odległość spośród tych, którym udało się skoczyć - 99 metrów. Wiatr jednak ucichł, rozegrano dwie serie, w każdej z nich najlepszy był reprezentant Związku Radzieckiego. W swoich próbach uzyskał 101,5 i 98,5 m., za każdym razem o pół metra więcej niż mistrz z mniejszej skoczni, Jiri Raška. No i stało się. Władimir Pawłowicz Biełousow, debiutant na wielkiej imprezie sportowej i w zasadzie debiutant w wielkim świecie skoków, został mistrzem olimpijskim. 

- Było sporo kwestii, które nie pozwalały mi się do końca cieszyć z tytułu mistrza olimpijskiego – gorzko konstatował po latach - Nie mieliśmy od nikogo żadnej pomocy. Wstydziłem się tego, w jakich strojach musimy występować. Nasz sprzęt był fatalnej jakości. Nie chcę teraz nikogo urazić, ale gdy stojąc na podium słuchałem hymnu, zamiast wielkiej radości, czułem się głupio. Reprezentowałem wielki kraj, a nie czułem wielkiej dumy. Mieszkaliśmy w budynku, przypominającym koszary. Korytarz i pomieszczenie do spania – to było wszystko. Tak naprawdę moim łóżkiem był stół do masażu. Do tego wszystkiego nasz trener nie mógł z nami mieszkać. Podczas ceremonii otwarcia wyglądaliśmy jak skolektywizowani rolnicy. Mieliśmy ubrane czarne, skórzane buty pokryte pleśnią, bluzy i czapki. Dałem potem ten strój mojemu ojcu, chodził w nim do pracy.

Po wywalczeniu olimpijskiego lauru Biełousow otrzymał stopień młodszego porucznika oraz tytuł Honorowego Mistrza Sportu. Nie było jednak wielkiej celebracji jego sukcesu. Nawet na lotnisku po powrocie do kraju obyło się bez pompatycznego przyjęcia. Wszystko przez to, że radzieckie władze sportowe były niezadowolone z ogólnego występu swoich zawodników w Grenoble. W rodzinnym Wsiewołożsku mistrz otrzymał mieszkanie i pomoc przy zakupie Wołgi poza kolejnością. Za złoty medal przyznano mu też 2500 rubli. Nie wystarczyło to na samochód, który kosztował dwa razy więcej. Brakujące pieniądze musiał pożyczać od przyjaciół, a swoje długi spłacał jeszcze trzy lata głównie z otrzymywanego od państwa stypendium. 

Do końca sezonu mistrz olimpijski prezentował wyborną formę. Wygrał prestiżowe zawody w Oslo i zmagania w Rovaniemi. Rok później został jedyny raz w swojej karierze mistrzem ZSRR, zajął też szóste miejsce w Turnieju Czterech Skoczni. W sezonie 1969/70 zajął trzecie miejsce w Garmisch-Partenkirchen podczas TCS. Nie miał jednak szans na wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej imprezy, bowiem występ w Oberstdorfie zakończył na... 92 miejscu. Tamtej zimy po raz drugi triumfował w konkursie rozgrywanym na legendarnym wzgórzu Holmenkollen, był szósty na mniejszej skoczni podczas mistrzostw świata w Szczyrbskim Jeziorze. Do Czechosłowacji jechał z medalowymi nadziejami, jednak tamta impreza stanowi jedno z jego najgorszych wspomnień z czasów kariery zawodniczej. 

W sierpniu 1968 roku wojska ZSRR dokonały zbrojnego najazdu na Czechosłowację, co stanowiło konsekwencję okresu politycznej liberalizacji u naszych południowych sąsiadów. W wyniku operacji „Dunaj” rannych zostało około 500 obywateli Czechosłowacji, a 108 poniosło śmierć. Podczas rozegranych półtora roku później narciarskich mistrzostw w Szczyrbskim Jeziorze pamięć o tamtych tragicznych wydarzeniach wśród Czechów i Słowaków wciąż była żywa. Radzieccy sportowcy zostali tam przyjęci bardzo wrogo, a najbardziej, jako potencjalnie najgroźniejszemu rywalowi faworyta gospodarzy, Jiříego Raški, oberwało się Biełousowowi. – Kibice nazywali nas okupantami, krzyczeli: „zabiłeś moją matkę!”, do hotelowych pokojów podrzucano nam kartki z pogróżkami – opowiada do dziś przejęty ówczesnymi wydarzeniami złoty medalista z Grenoble – zdecydowaliśmy z trenerem, by ze względów bezpieczeństwa opuścić nawet jeden trening. Gdy przed startem z głośników wybrzmiało moje nazwisko, na całych trybunach rozległy się gwizdy i buczenie. Mimo to miałem przed drugim skokiem dobrą pozycję wyjściową. W przerwie obrzucono mnie śnieżkami. Nie wytrzymałem tego napięcia.

Zupełnie inaczej do rywalizacji na tej imprezie podszedł kolega Biełousowa z kadry, Garij Napałkow. Na niego cała ta wroga atmosfera podziałała wyjątkowo mobilizująco i do kraju wracał, jak już wcześniej napisano, z dwoma złotymi medalami. 

Kolejnej zimy Biełousow  wyskakał m.in drugie miejsce w Zakopanem i trzecie w Sapporo podczas próby przedolimpijskiej, co rokowało pewne nadzieje na powtórzenie sukcesu z Grenoble. Na swoje drugie igrzyska jednak nie pojechał. Rozegrany w marcu 1971 roku konkurs w Oslo, w którym zajął 11 miejsce, był jego ostatnim międzynarodowym startem w karierze. Karierę skoczka zakończył więc mając zaledwie 25 lat. 

- Mogłem jechać do Sapporo i walczyć o obronę tytułu – opowiada Biełousow - Czułem się wtedy jeszcze mocniejszy niż cztery lata wcześniej. Działacze z federacji chcieli mnie jednak wykorzystać do swoich celów. W jednym z oficjalnych dokumentów kazano mi wpisać nazwiska dwóch osób, które rzekomo uczyniły ze mnie mistrza olimpijskiego, a tak naprawdę nie miały z moim sukcesem wiele wspólnego. Nie mogłem zdradzić w ten sposób moich mentorów.

W 1978 roku Biełousow ukończył Wojskowy Instytut Kultury Fizycznej w Leningradzie i został oddelegowany do Sachalina, gdzie pracował z dużymi sukcesami jako trener narciarskiej drużyny narodowej sił zbrojnych., później objął podobną funkcję w Moskwie. Stał się obiektem gier politycznych i po interpersonalnych przepychankach z przełożonymi odwołano go z obu stanowisk. 

Po przejściu na emeryturę w stopniu majora Władimir Biełousow na początku lat 90. powrócił do rodzinnego Wsiewołożska. Zderzenie z nową rzeczywistością okazało się niezwykle trudne. Brakowało mu pieniędzy. By przetrwać chwytał się każdego zajęcia. Pracował jako stróż, leśniczy, myśliwy. Starał się żyć w bliskim kontakcie z przyrodą. Przez trzy i pół roku mieszkał razem z najmłodszą córką w pobliżu jeziora Ładoga. Z czasem zaczął mieć bardzo poważne problemy z kręgosłupem. Jego stan zdrowia szybko się pogarszał, w końcu stracił możliwość samodzielnego poruszania się na nogach. Dotknęła go też inna bardzo nieprzyjemna sytuacja, z którą do dziś nie może się pogodzić. W latach 90-tych Biełousow utracił całą swoją bogatą kolekcję trofeów wywalczonych na skoczniach świata, łącznie z bezcennym złotym medalem olimpijskim zdobytym w 1968 roku. Medale i puchary padły łupem złodziei i do dziś nie udało się ich odzyskać. Wśród pamiątek były też darzone przez niego szczególnym sentymentem podarunki od Króla Norwegii otrzymane za dwa prestiżowe zwycięstwa na Holmenkollen - zegarki, spinki do mankietów, gratulacje w formie dyplomów. W 2015 roku dzięki staraniom szefa rosyjskich skoków, Dmitrija Dubrowskiego Biełousowi wręczono replikę jego złotego medalu z igrzysk w Grenoble.  

Aleksiej Borowitin – ostatni Mohikanin radzieckich skoków

Ostatnim liczącym się w świecie skoczkiem z ZSRR był Aleksiej Borowitin. Jego brązowy medal mistrzostw świata w Falun w 1974 roku zaskoczył narciarski świat. W Szwecji jako debiutant w poważnych międzynarodowych zawodach zajął trzecie miejsce na mniejszej skoczni, na większej uplasował się tuż za podium. W kolejnych sezonach, choć zdarzały mu się dobre występy, brakowało sukcesów na miarę tego z Falun. Wielka forma przyszła znów w 1977 roku podczas mistrzostw świata w lotach. Po pierwszym dniu rywalizacji skoczek z Kirowa plasował się na drugim miejscu, tracąc zaledwie pół punktu do Toniego Innauera z Austrii. Mistrza jednak wyłaniano wtedy na podstawie aż dziewięciu serii. Finalnie Borowitin zajął pechowe czwarte miejsce z minimalną stratą do podium. Niepowodzenie to powetował sobie rok później podczas "klasycznych" mistrzostw świata. W Lahti pod okiem trenera Garija Napałkowa obronił na mniejszym obiekcie brąz wywalczony w Falun, wyprzedzając o 0,6 pkt. Austriaka Karla Schnabla. Na dużej skoczni był dziewiąty. Karierę zakończył w 1983 roku.

Poza wyżej wymienionymi całkiem na miejscu będzie jeszcze wyróżnić kilku zawodników, którzy w różny, zauważalny sposób zapisali się w historii Turnieju Czterech Skoczni. Mowa tu o Siergieju Boczkowie, Aleksandrze Iwannikowie, Juriju Skworcowie i Anatoliju Żegłanowie. Początkiem lat 80. reprezentanci ZSRR na dobre przestali się liczyć w światowej rywalizacji. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy był fakt, że rozpoczął się wówczas wyścig technologiczny, w którym przodowali Austriacy, a radzieckie skoki nie potrafiły za nim nadążyć. Inna sprawa, że wśród młodych skoczków próżno było szukać talentów na miarę Napałkowa, Biełousowa czy Kamieńskiego. W 1986 roku ekipa z ZSRR zdobyła co prawda brąz na mistrzostwach świata juniorów (minimalnie wyprzedzając Japonię, dla której słaby pierwszy skok oddał Masahiko Harada), ale żaden z członków medalowej drużyny nie odnalazł się w dorosłym skakaniu. Zupełnie inna czwórka w 1989 roku była bliska sprawienia medalowej niespodzianki w drużynówce podczas mistrzostw globu w Lahti, skończyło się jednak na czwartym miejscu. Po rozpadzie Związku Radzieckiego kryzys jeszcze się pogłębił, dopiero wybuch formy Wasiljewa na przełomie wieków przypomniał Rosjanom, że istnieje dyscyplina polegająca na skakaniu na nartach ze skoczni. 

Moskiewskie wizje i igrzyska  w Soczi

Tak czy inaczej, ponad 80 lat od momentu narodzin skoków w Związku Radzieckim musieli czekać Rosjanie, by gościć u siebie w poważnych zawodach najlepszych skoczków. Pierwsze przymiarki do tego by zorganizować w największym kraju świata zawody najwyższej rangi pojawiły się na początku XXI wieku. Półwieczne tradycje uprawiania skoków w stolicy Rosji zainspirowały rosyjskie władze narciarskie do podjęcia prób włączenia Moskwy do kalendarza Pucharu Świata. Jego gorącym orędownikiem stał się z miejsca Walter Hofer, który już oczyma wyobraźni widział tam pucharową rywalizację. Moskwa miała stać się największym miastem w historii goszczącym imprezę tej rangi. Przypomnijmy, że stolica Rosji liczy sobie prawie 12 milionów mieszkańców. - Byłem w Moskwie, żeby zabiegać o poparcie dla skoków narciarskich - mówił wówczas Walter Hofer w jednym z wywiadów - Pokazałem działaczom Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, Międzynarodowej Federacji Narciarskiej i przedstawicielom świata polityki Moskwę dysponującą olbrzymim potencjałem w temacie skoków narciarskich. Jest tam kilka skoczni, w przeszłości Rosja miała wspaniałych zawodników jak Cakadze, Kamieński, Napałkow. To jest zadanie dla FIS, by zwrócić uwagę na na rosyjskie tradycje w narciarstwie klasycznym i dać im właściwe wsparcie.

Sprawa ucichła tak szybko, jak szybko ją nagłośniono. Kilka lat później pomysł jednak odżył w jeszcze bardziej zaawansowanym wymiarze. W 2008 roku ogłoszono projekt całosezonowego, unikalnego centrum sportowego do uprawiania latem i zimą kilku dyscyplin zimowych, w skład którego wchodzić miały trzy skocznie narciarskie, w tym największa 120-metrowa. Kompleks miał jednorazowo pomieścić 68 tys. ludzi, a potencjalną liczebność personelu szacowano na 23 tys. osób. Pod terenem centrum planowane były parkingi na 9 tys. samochodów. Plac budowy miał zająć 38,8 ha. Nigdy nie przystąpiono do realizacji projektu. Być może powodem była osoba Nodara Kanczeli - jednego z jego autorów. Kanczela zaprojektował centrum rekreacyjne Transvaal Water Park, które zawaliło się w 2004 roku zabijając 31 osób. Był też autorem projektu targowiska Basmanny, którego dach runął w nocy z 22 na 23 lutego 2006. Zginęły wtedy 64 osoby a 32 zostały ranne.

Dopiero przyznanie Rosji praw organizacji zimowych igrzysk pociągnęło za sobą nowy boom infrastruktury skokowej, która w tragiczny sposób dogorywała i otworzyło nową erę dla tej dyscypliny. Oprócz olimpijskiego kompleksu w pobliżu Soczi, powstały super nowoczesne obiekty w Czajkowskim i Niżnym Tagile. Od kilku lat Rosja jest więc stałym gospodarzem międzynarodowych zawodów różnej, w tym także tej najwyższej rangi, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn.

Poza sukcesami Klimowa z ubiegłego sezonu nie ma to jednak specjalnego przełożenia na poziom prezentowany przez podopiecznych trenera Jewgienij Plechowa. Po niemrawym początku tego sezonu już za kilka dni w Niżnym Tagile Rosjanie będą się starać wyjść na prostą. Wiadomo już, że bohater pierwszej częśći tego tekstu, Dmitrij Wasiljew, po trwającej kilka miesięcy kolejnej rehabilitacji dostanie szansę zaprezentowania się przed własną publicznością. Podczas Pucharu Rosji, rozegranego w ramach próby przed Pucharem Świata, zajął jednak dopiero siódme miejsce, przegrywając z zawodnikami z głębokiego zaplecza. Tak czy inaczej rosyjski pechowiec od kilku miesięcy, pomimo wszystkich przeciwności losu, niezmiennie zapowiada, że jego celem jest medal podczas igrzysk w 2022 roku...
 

Opracowano na podstawie:
Mieczysław Kozdruń, "Skoki narciarskie", wyd. Wydawnictwo Sport i Turystyka 1953 r.
sputnik-georgia.ru
Agenda.ge
Svoboda.org
Championat.com
Sports.ru
Wyniki-skoki.hostingasp.pl
Żródła własne


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (5819) komentarze: (1)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Sol Angelica początkujący
    Bielousow

    Poruszająca historia, zwłaszcza wątek jego startów w Czechosłowacji. Opis wskazuje, że był to nie tylko utalentowany, ale też mądry facet. Szkoda, że jego kariera wypadła akurat w takich czasach.
    Dla autora ponownie brawa na tekst. Solidna robota.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl