Upadki i wzloty - po weekendzie w Planicy

  • 2021-04-05 12:30

Sezon 2020/21 dobrnął szczęśliwie do końca. Wprawdzie pandemia koronawirusa spowodowała, iż kilka konkursów nie doszło do skutku, lecz wydłużony finałowy weekend w Planicy częściowo zrekompensował fanom lotów narciarskich odwołanie zawodów w Norwegii i Azji. Kto zaprezentował się najlepiej w ostatnich konkursach zimy? Pora na cykl „Upadki i wzloty” przypominający o głównych bohaterach zmagań na Letalnicy.

Upadki:

5. Simon Ammann
Biorąc pod uwagę drugą część sezonu w wykonaniu Ammanna, trudno znaleźć powody do smutku. Tym bardziej spodziewano się, że zakończy zimę mocnym akcentem. Pierwszy trening na Letalnicy napawał optymizmem – ponad 220-metrowa odległość i miejsce w szerokiej czołówce dawały powody ku temu, by wierzyć, iż „Simi” przebije swój punktowy dorobek z sezonu 2019/20. Wówczas Szwajcar uplasował się w klasyfikacji generalnej PŚ na 35. miejscu z 81 „oczkami” na koncie. Niestety, to był łabędzi śpiew. Ostatecznie nie zdołał się zakwalifikować do czwartkowego konkursu indywidualnego. W piątek zajął odległe, 40. miejsce, a w niedzielnej jednoseryjnej drużynówce jako jeden z nielicznych wylądował przed punktem konstrukcyjnym. Słabe wyniki nie załamały jednak sympatycznego Szwajcara, który cieszył się z samego pobytu w Słowenii. - To miejsce, gdzie warto być – napisał na Instagramie po ostatnim skoku w sezonie. Niewykluczone, iż za rok będzie chciał udowodnić na największej skoczni świata, że nawet z „4” z przodu w metryce jest w stanie latać dalej od niemal dwa razy młodszych rywali.

4. Stefan Kraft
Kraftowi nie wystarczyło mocy, by zaprezentować się w Słowenii z dobrej strony. Borykający się przez całą zimę z problemami zdrowotnymi nieoficjalny rekordzista świata w długości lotu tym razem nie pofruwał zbyt daleko. Lokaty w drugiej i trzeciej dziesiątce nie są jego szczytem marzeń, szczególnie mając na uwadze fakt, jak spisywał się jeszcze miesiąc temu w Oberstdorfie w trakcie mistrzostw świata. – To był burzliwy rok. Jesteśmy szczęśliwi, że dobrnęliśmy do końca. W kolejnym sezonie chcemy ponownie zaatakować – przyznał trener Austriaków, Andreas Widhoelzl. Jego zdanie najprawdopodobniej podziela Kraft, który kończy zimę z podniesioną głową, choć również z lekkim poczuciem niedosytu. Czasu na regenerację i dojście do pełni zdrowia ma teraz 27-latek dość sporo. Nikt chyba nie wątpi, że zdoła jeszcze namieszać w czołówce.

3. Halvor Egner Granerud
Prawdą jest, że Granerud do Planicy przyjechał praktycznie bez presji – Kryształową Kulę miał w kieszeni. Jedynym skalpem, który można było zgarnąć dodatkowo, był triumf w klasyfikacji lotów narciarskich. Jeszcze przed przybyciem do Słowenii zapowiadał, że jest w formie, która pozwala na wygrywanie konkursów. – To, że zdobyłem już Kryształową Kulę, nie znaczy, że jestem nasycony i odpuszczam. Nie udaję się tam jako turysta – zapewnił. I rzeczywiście, wszystko wyglądało całkiem nieźle. Aż do feralnego momentu upadku Daniela-Andre Tandego. Zdarzenie to wstrząsnęło całym światem skoków, a w szczególności reprezentacją Norwegii. Niepewność, która wkradła się w próby 24-latka sprawiła, że z Planicy wywiózł tylko 28 punktów za 18. i 16. miejsce zajęte odpowiednio w piątek i niedzielę. Czwartkowe zmagania zakończył na odległej, 37. lokacie. Najgorszy rezultat w sezonie pozbawił go szans na pozostanie jedynym zawodnikiem, który minionej zimy punktowałby w każdym konkursie.

2. Klemens Murańka
To nie był udany weekend w wykonaniu skoczka z Poronina. Zajmujący przed finałowymi zmaganiami w klasyfikacji generalnej PŚ 28. miejsce Murańka nie zdołał ukończyć sezonu w czołowej „30”. W ostatnim konkursie tej zimy otrzymał szansę udziału z powodu absencji Daniela-Andre Tandego, ale nie wykorzystał jej. Zajął ostatnie wśród startujących, 29. miejsce, tracąc do przedostatniego Martina Hamanna ponad 40 punktów. - Zmagałem się tu z problemami. To nie było takie swobodne. Być może upadek Tandego wpłynął też na moje skoki. Marius Lindvik przyznał trenerom, że się bał i zrezygnował z finałowego konkursu. Ja stwierdziłem, że trzeba skoczyć, przełamać bariery – powiedział skoczek z Poronina. Do odważnych świat należy. Oby kolejnej zimy takie występy zdarzały się Klemensowi jak najrzadziej.

1. Kamil Stoch
Od początku rywalizacji w Planicy Kamilowi Stochowi po prostu nie szło. Przeciętne skoki w stawce niemal siedemdziesięciu zawodników sprawiły, że skoczek z Zębu nie przedarł się do czołowej „30” w czwartkowym i piątkowym konkursie. Efektem tego była absencja naszego mistrza w zmaganiach drużynowych. Wcielił się wówczas w rolę… przedskoczka. W niedzielę wrócił do rywalizacji, kończąc ostatni konkurs na 20. pozycji. Trudno jednak mówić o tym wyniku pozytywnie. Po finałowym weekendzie PŚ nie przebierał w słowach. - Koszmar. Czy to było lizanie cukierka przez szybę? Łagodnie ujęte, według mnie to raczej można porównać do pielgrzymki na kolanach po szkle do Częstochowy – przyznał. Ambicji i pracowitości mu nie brakuje, a to oznacza, że kolejnej zimy będzie nadal starał się zbliżyć do perfekcji tak blisko, jak to możliwe. W końcu jest jeszcze tyle rekordów do pobicia…

Wzloty:

5. Sandro Hauswirth i Artti Aigro
Tym razem w kategorii wzlotów wyróżnionych zostanie sześciu skoczków. Na piątej pozycji miejsce znalazło się dla dwóch reprezentantów mniej liczących się nacji. Hauswirth wprawdzie nie zdobył na Letalnicy ani jednego punktu, za to błysnął jednym fenomenalnym skokiem. A właściwie lotem, ponieważ 237 metrów jest odległością, której nie powstydziłby się żaden z zawodników światowej czołówki. W dodatku skok ten został oddany z stosunkowo niskiej, 9. platformy startowej, za co tym bardziej Szwajcarowi należy się szacunek. Na wyróżnienie zasłużył również Artti Aigro. Estończyk ani razu nie wylądował ubiegłego weekendu poniżej punktu K. W czwartek zabrakło mu jedynie metra do wyrównania rekordu swojego kraju, który wynosi 228 metrów. Urodzeni 29 sierpnia skoczkowie na pewno otrzymają nieraz okazję, by swoje rekordy życiowe wyśrubować jeszcze bardziej.

4. Bor Pavlovcic
Organizatorzy przed rozpoczęciem weekendu w Planicy zapowiadali, że istnieją dość spore szanse na ustanowienie nowego rekordu świata w długości lotu. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna od oczekiwań, a skoków ponad punkt HS ulokowany na 240. metrze na przestrzeni czterech dni rywalizacji w Alpach Julijskich widzieliśmy zaledwie kilka. Jedynym śmiałkiem, który otarł się o ćwierćkilometrową odległość, był Bor Pavlovcic. 249,5 metra było próbą, którą spuentował znakomity sezon. Najdalszy lot zimy pozwolił mu na zajęcie 7. pozycji w ostatnim tegorocznym konkursie na Letalnicy. W piątek po raz trzeci w karierze stanął na pucharowym podium, ulegając wyłącznie dwóm najlepszym lotnikom – Karlowi Geigerowi i Ryoyu Kobayashiemu. - To dla mnie szczególne podium, bo zdobyte na domowej skoczni. Jestem szczęśliwszy z tego wyniku bardziej, niż z drugiego miejsca w Klingenthal – przyznał szczęśliwy 22-latek. Czy Pavlovcic przekroczy magiczną granicę 250 metrów za rok? Kto wie…

3. Domen Prevc
Skoczek, który przez cały sezon borykał się z problemami, na finiszu postanowił udowodnić, że lotnikiem jest wybornym. Pokazał, że nawet w średniej formie stać go na mamutach na dobre wyniki. Niska parabola lotu i wysoka prędkość przelotowa – to metoda na radzenie sobie z największymi obiektami na świecie najmłodszego z braci Prevców. Domen zajął na Letalnicy 8. oraz dwukrotnie 4. miejsce, udowadniając trenerowi Hrgocie, że warto na niego stawiać. Awansował dzięki temu aż o 10 pozycji w klasyfikacji generalnej PŚ – z 32. na 22. lokatę, choć przyznał, że czuje pewien niedosyt po domowym weekendzie. - Jestem zadowolony z końcówki sezonu. Czwarte miejsce nie jest złym wynikiem, choć ma nieco gorzki posmak – podsumował. W końcu czeka z upragnieniem na to, by wskoczyć na pucharowe podium. Ostatni raz na „pudle”? 24 marca 2019 roku. Gdzie? Rzecz jasna, w Planicy. Jeśli podczas okresu przygotowawczego skoczek z Kranju nie napotka żadnych problemów, być może nie będzie musiał czekać na wskoczenie do czołowej trójki aż do marca przyszłego roku i kolejnych konkursów w Słowenii.

2. Ryoyu Kobayashi
Im bliżej kresu zimy, tym lepsza była forma zdobywcy Kryształowej Kuli za sezon 2018/19. Żal z jego perspektywy, że rywalizacja nie trwała nieco dłużej. Japończyk pomimo kończącego się sezonu stawiał sobie ambitne cele. - Reszta zimy to wyłącznie loty. Chcę awansować w PŚ tak wysoko, jak to tylko możliwe, by to poprowadziło mnie do kolejnego sezonu – powiedział Kobayashi przed zmaganiami w Planicy. Zadanie zrealizował – z 8. miejsca, które zajmował przed trzema ostatnimi konkursami, awansował na 4. lokatę, do trzeciego Kamila Stocha tracąc ostatecznie zaledwie 36 punktów. Był to w jego wykonaniu najlepszy weekend sezonu. Niestety, włożony wysiłek nie wystarczył do zdobycia małej KK, którą zgarnął mu sprzed nosa...

1. Karl Geiger
O wielu zawodnikach mówi się, że mają patent na daną skocznię. W Zakopanem wyjątkowo daleko lata Yukiya Sato, w Garmisch-Partenkirchen ostatnimi laty bardzo dobrze radzi sobie Dawid Kubacki. Jeśli tak dalej pójdzie, to z Planicą niedługo łączone będzie nazwisko Karla Geigera. Gdy wydawało się, że Ryoyu Kobayashi odleci do Japonii z ostatnim trofeum, o które toczyła się jeszcze walka, Niemiec postanowił pokrzyżować mu szyki. Pokazał ponownie, że jest człowiekiem do zadań specjalnych. Zrobił to, co do niego należało, po raz pierwszy w karierze triumfując w klasyfikacji lotów, a przy okazji dopisując dwa pucharowe zwycięstwa do swojego dorobku. - To był dla mnie niesamowity weekend. Jestem niezmiernie szczęśliwy, że mogłem tak zakończyć sezon. Czekam teraz na kilka spokojniejszych dni w domu – zdradził Geiger. Kluczowe w tej wypowiedzi jest słowo „kilka”. Nic nowego - najwyraźniej podopieczni trenera Horngachera nie mogą liczyć na taryfę ulgową. Ordnung muss sein!


Piotr Bąk, źródło: Informacja własna
oglądalność: (5264) komentarze: (1)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • nicoz weteran

    Murańka w statystyce upadków obok takich nazwisk jak Soch, Ammann, Kraft, Granerud to czyste nieporozumienie. Wielu bardziej na to zasłużyło.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl