„Postanowiłem zaryzykować” – Habdas z indywidualnym trenerem ze Słowenii

  • 2025-05-09 12:40

Jan Habdas będzie pracował indywidualnie pod okiem Jure Radelja ze Słowenii – poinformował Jakub Balcerski ze sport.pl. 21-letni reprezentant Polski potwierdza te doniesienia w rozmowie ze skijumping.pl i opowiada o kulisach nowego projektu, a także przygnębiających doświadczeniach z ostatnich miesięcy.

Jure Radelj i Jan HabdasJure Radelj i Jan Habdas
fot. zbiory prywatne

Skijumping.pl: Miniona zima w wykonaniu Jana Habdasa – opinia.

Jan Habdas: To była wymagająca zima pod kątem mentalnym. Nie do końca radziłem sobie z tym wszystkim. Chęci były, ale w zamian nie dostawałem zapłaty w postaci jakichkolwiek postępów, choćby małych. To było bardzo męczące, byłem bliski podjęcia decyzji, że mnie to przerasta.

Brzmisz na faceta, który znalazł się na zakręcie sportowej drogi.

W takich momentach mój tata lubi wkraczać do gry, już zimą przedstawiał mi swoje pomysły i pytał o zdanie. Bardzo mnie wspiera w sportowej karierze, chce dla mnie jak najlepiej. Dlatego wziął sprawy w swoje ręce. Wykorzystał bogatą sieć kontaktów i powiedział, że zajmie się tym. Nie jest tak, że bardzo chciałem zmienić otoczenie. Dostrzegam zalety i wady takiego ruchu. Nie wiem, czy sam byłbym na tyle odważny, żeby taką decyzję podjąć. Umówmy się, trudno zostawić wszystko, co się zna. Nie jest tak, że nie ufam polskiemu systemowi szkoleniowemu. Ufam, ale chciałbym spróbować wszystkiego, jeżeli mam taką okazję. Plułbym sobie w brodę do końca życia, gdybym nie spróbował. Postanowiłem zaryzykować i wykorzystać stworzoną możliwość.

Dlaczego Jure Radelj?

Mój tata od dawna działa w środowisku sportowym, ze względu na mojego starszego brata – Piotra. To narciarz alpejski, który ma swój zespół. Piotr ma słoweńskiego trenera, więc tata był w stanie zbadać tamtejszy rynek szkoleniowy i zaproponować rozwiązanie w osobie Jure Radelja.

Jak ma wyglądać finansowanie tego projektu i jak zamierzacie to rozwiązać logistycznie?

Całość jest finansowana przez mojego tatę, mamy ku temu możliwości. Na ten moment plan zakłada, że będę trenować w Słowenii oraz Polsce. Jure Radelj jest odpowiedzialny za przygotowanie planu treningowego i zorganizowanie wszystkiego do jego realizacji, natomiast szczegóły są jeszcze ustalane, więc nie chcę o nich mówić. W Słowenii udostępniono mi mieszkanie, gdzie będę spędzał sporo czasu. Jest to zaplanowane w taki sposób, że zacznę wszystko od nowa. Reset po niepowodzeniach i porażkach.

Rozumiem, że nie będziesz ciałem obcym dla polskiego środowiska, nadal jesteś ujęty w strukturach Polskiego Związku Narciarskiego.

Nie jest tak, że się odłączam i nie mogę zapukać do drzwi polskich grup szkoleniowych. Te pozostają dla mnie otwarte i będziemy mogli ćwiczyć wspólnie – takie dostałem zapewnienie. Nie będę na stałe w Słowenii.

Gdzie aktualnie przebywasz?

Sezon rusza, więc jestem już na obozie przygotowawczym w Lublanie, stąd jest niedaleko do Kranja czy Planicy. Oprócz treningów, głównym celem jest wzajemne poznanie się ze szkoleniowcem i zbudowanie zaufania w relacji zawodnik–trener.

Jak wyglądało wasze pierwsze spotkanie?

Powiedział, że kojarzył mnie już. Nie zastanawiał się, kiedy otrzymał taką propozycję. On też chciał spróbować. Wierzę mu. W przeszłości pracował między innymi z reprezentantami dość egzotycznych krajów w kontekście skoków, jak Turcja, Rumunia, Korea Południowa, Chiny czy Kosowo. Opowiadał mi o zawodnikach, z którymi miał wcześniej styczność i okazję pracować, jako trener główny czy asystent. Dla mnie najistotniejsze jest, że otrzymałem gwarancję stworzenia planu poukładania tego wszystkiego.

Decyzja o podjęciu współpracy z indywidualnym trenerem oznacza wyjście ze strefy komfortu i zupełnie inną organizację zajęć.

Grupa na pewno motywuje podczas wspólnych zajęć i fajnie jest z nią spędzać czas. Taka decyzja wymaga odwagi. Jak wspomniałem, nie było mi łatwo zostawić za sobą wszystkiego, co znam z dotychczasowej kariery. Wybrałem jednak odrębną ścieżkę i chcę zobaczyć, jak to będzie funkcjonować, kiedy trener patrzy tylko na jednego zawodnika. Wszystko będzie ustalane pode mnie i chcę mieć uczucie, że spróbowałem wszystkiego, gdyby nie wyszło.

Wiosną ubiegłego roku – po przeciętnej zimie – trafiłeś do kadry A. Thomas Thurnbichler wziął cię pod swoje skrzydła. Opowiedz mi o tym okresie.

Byłem świadomy tego, że sportowo nie jestem na swoim miejscu. Dostałem szansę i bardzo chciałem ją wykorzystać. Bezwarunkowo starałem się dostosować do przekazywanych mi poleceń. Nawet wtedy, kiedy coś mi nie pasowało. Myślałem, że nie ma znaczenia, jeśli coś mi nie odpowiada, bo przy zmianach zawsze tak musi być i to minie, prędzej czy później. Wydaje mi się, że trochę zabrakło komunikacji z mojej strony. Starałem się dopasować za wszelką cenę, aby wyszło możliwie najlepiej. Na końcu chodzi jednak o wymianę zdań i mówienie o swoich odczuciach.

Sporo słyszało się o twoich problemach z wagą.

To było podczas sezonu przygotowawczego. Na samym początku lata zszedłem do wagi 61,5 kg – z wagi 63 czy 64 kg. Idealnie byłoby osiągnąć 60 kg. Działo się to szybko, przez co miałem problemy ze skokami masy ciała. W trakcie lata wróciła do 62,5 kg, musiałem zbijać i dostawałem ostrzeżenia, abym tego pilnował.

Dawałeś od siebie za mało?

W kontekście problemów z wagą nie ma żadnego wytłumaczenia. Sam trening? Można mi zarzucić wiele, ale nie to, że jestem zawodnikiem leniwym, któremu nie chcę się realizować ćwiczeń. Zawsze starałem się wykonywać więcej niż inni, dokładając jednostkę treningową od siebie. Na pewno nie można powiedzieć, że mi nie zależało. W trakcie ubiegłorocznych przygotowań często budziłem się w nocy ze świadomością, jak bardzo źle sobie radzę na skoczni. Byłem bardzo zestresowany, dawało to o sobie znać. Nie było mi łatwo, ale myślałem, jak rozwiązać te problemy i co zrobić, żeby stać się lepszym zawodnikiem. Utknąłem jednak w miejscu, nie potrafiłem zrobić kroku naprzód.

Szkoleniowcy byli bezradni?

Nie lubię zrzucać winy na trenerów, zawsze staram się zaczynać od siebie. Przykładałem się, ale czasem zawodnik wpadnie w słabszy okres, kiedy nie może się pozbierać. Perypetie wagowe wpływały na problemy z koncentracją i brakiem energii. Skończyło się tak, że przywiozłem dodatkowy kilogram z wakacji i wtedy po raz pierwszy zostałem odsunięty od kadry A. Wyznaczono mi datę, do kiedy muszę zbić wagę do wymaganej wartości. Udało mi się to zrobić, ale czułem, że od tamtego momentu coś się zmieniło. Trenowałem z boku i nie byłem na poziomie, na którym powinienem być. Potem zostałem odsunięty do grupy bazowej w Beskidach, gdzie trenowałem z Krzysztofem Miętusem. Tam już zostałem do końca sezonu.

Na papierze byłeś jednak członkiem kadry A, więc jesienią czekał cię szereg obowiązków sponsorskich, jak wyjazd do Warszawy na plan filmowy.

Mówiłem tam, że do końca nie wiem, co tu robię… Brakowało sukcesów, brakowało pewności siebie. Nie jestem zwolennikiem pokazywania się w reklamach czy mediach społecznościowych, kiedy jest źle. Czuję, że to nieodpowiednie. Wielu ludzi zaczyna mówić, że nie dość, że mu nie idzie, to jeszcze gwiazdorzy. Nie chciałem dawać niektórym pretekstu do takich komentarzy.

A jak wspominasz krótką współpracę z Thomasem Thurnbichlerem?

Czuję, że to trener, który naprawdę chciał mi pomóc. Nie miałem jednak okazji współpracować z Thomasem w okresie startowym, więc trudno mi to szerzej skomentować. Jestem zdania, że od każdego trenera można coś wyciągnąć dla siebie, z każdego okresu. Udanego lub nie. Ludzie uczą się też na błędach. Kiedy jest dobrze, wówczas trudno szukać nowych rozwiązań.

Skoki narciarskie to twoja pasja, ale przez ostatnie miesiące nie były sprawą priorytetową. W Nowy Rok dowiedzieliśmy się o śmierci twojej mamy.

Starałem się sportowo, mimo problemów na skoczni. Psychika była obciążona słabą dyspozycją, ale jeździłem na poranne treningi po budzeniu się w nocy. Ten trening też był słaby, nie wyglądał dobrze. To wszystko – ze strony sportowej – było przytłaczające. Wracałem do domu i wielokrotnie widziałem, że moja mama cierpi z przyczyn zdrowotnych. To było jeszcze trudniejsze. Nie raz chciałem się zamknąć w pokoju i płakać jak dziecko…

Krótko po prywatnym dramacie wziąłeś udział w mistrzostwach Polski na Wielkiej Krokwi. To był najtrudniejszy start w twoim życiu?

Czułem, że ten występ to mój obowiązek. Jestem w strukturach PZN i powinienem wziąć udział w mistrzostwach kraju. Nie było łatwo, jak podczas całego tego okresu. To były ciężkie chwile, ale chciałem się pozbierać i czułem, że potrzebuję czegoś innego, aby oderwać myśli od spraw prywatnych. Mój brat mnie trochę do tego zmotywował. Powiedział mi, że musi zacząć znów trenować, aby nie mieć zbyt dużych zaległości. I to mi pomogło w podjęciu decyzji, aby pojechać do Zakopanego. Mam pięcioro rodzeństwa, jestem najmłodszy. Wszyscy wspieraliśmy się w tym czasie, dzięki czemu było nieco łatwiej.

Wiosną odwiedziłeś Japonię. Spontaniczny wyjazd na koniec świata czy urlop planowany od dawna?

Japonia była na mojej liście od dłuższego czasu. Zawsze chciałem ją odwiedzić i przekonać się, jak tam jest. Jako skoczek byłem tylko zimą w Sapporo, udało mi się zatem liznąć tamtejszej kultury. Główna wyspa jest jednak trochę inna. Teraz miałem czas, aby pozwiedzać piękne miejsca. Było to zaplanowane znacznie wcześniej. Już w trakcie sezonu pytałem trenera Krzysztofa Miętusa, czy po zimie mogę tam pojechać na trzy tygodnie. Pewnego dnia przyszedłem się pochwalić mamie, że otrzymałem zgodę na taką wycieczkę. Powiedziała mi, że marzenia trzeba spełniać i otrzymałem od niej zwrot za kupione bilety lotnicze. Przez cały wyjazd miałem to z tyłu głowy…

W grudniu skończysz 22 lata. Studiujesz?

Tak. Jestem na prywatnej uczelni w Bielsku-Białej, kierunek wychowania fizycznego.

Zapytam wprost. Po co ci te skoki narciarskie?

Wiele razy zadawałem sobie to pytanie, dostawałem je też od rodzeństwa. Czy dalej chcę to robić? Czy sprawia mi to przyjemność? Aktualnie nie sprawia mi to przyjemności, wręcz frustrują mnie od dwóch lat. Nic, tylko same problemy z tego wychodzą, ale przeraziła mnie myśl o porzuceniu marzenia bycia najlepszym skoczkiem na świecie, które od małego noszę w sercu. Motywowało mnie to do trenowania i wdrapywania się na kolejne szczeble. Aż mi łzy napłynęły do oczu, że miałbym to wszystko zostawić. Nie umiem się poddać i pogodzić z tym, że nie osiągnąłem tego, co planowałem. Chcę mieć poczucie, że spróbowałem wszystkiego i robiłem to wystarczająco mocno. Inaczej nie dawałoby mi to spokoju. Ciężko pracuję, aby znów zaczęły mi dawać frajdę i samozadowolenie.

Z Janem Habdasem rozmawiał Dominik Formela


Dominik Formela, źródło: Informacja własna
oglądalność: (15817) komentarze: (46)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Kolos profesor
    @King

    Horngacher sam wybierał sobie skład kadry i Thurnbichler też. Zdaje się, że Miętus w kadrze A był w oparciu o te słynną platformę pomiarową która była wyrocznią dla Horngahera a na której Miętus ponoć miał bardzo dobre wyniki.

  • Paweł39 weteran

    Niech redaktor to ostatnie pytanie zada Maciejowi Kotowi dodając słowo "dalej"
    "Po co ci te dalej skoki narciarskie? "

  • Arturion profesor
    @fraki

    Stoch na razie jest dużo lepszym skoczkiem niż Habdas. Istnieje ryzyko, że dalej też tak będzie.

  • fraki doświadczony

    "Po co ci te skoki narciarskie" - takie pytania zadawajcie Geriatrii, a nie 22,5-letniemu Habdasowi, który sam opłaca sobie trenera. Odpowiedzi geriatrii byłyby znacznie ciekawsze - bo są Sponsorzy, a żony nie chcą widzieć ich w chałupach, jak tylko o wietrze lub o marzeniach bajdurzą. No i tak geriatrzy może jeszcze mają szansę w marzeniach PZN na wejście do II serii na IO i na PŚ, a Habdas no na razie nie rokuje. Taki Kubacki pewnie w wieku Habdasa miał 0 punktów PŚ, a wożono go wiele sezonów, ciekawe co takiego miał na PZN. Stoch w zeszłym sezonie miał opłaconego trenera 50% przez PZN, a 50% przez sponsora, w tym roku już 100% przez PZN. Ciekawe, że w wieku 38 lat rokuje bardziej niż 22,5 letni Habdas wg PZN. Ale takie fanaberie tylko u nas w naszym kraju, gdzie indziej dawno postawiono by na młodych.

  • fraki doświadczony

    Powodzenia i sukcesów!

  • sledzik16 profesor
    @EkspertO

    Dokładnie może najwyzszy czas dorosnąć a nie zajmować się pier.dolami.

  • EkspertO stały bywalec

    No cóż, powiedzenia, albo coś zaskoczy albo czas zacząć coś robić w życiu.

  • Mucha125 profesor
    @kibicsportu

    Dla mnie osobiście góra Eurosportu jest odpowiedzialna za stan komentarza w Polsce. Dziwie się że tak olewają sprawę i wybierają dosłownie losowo na zawody. Przez co mamy gości co nawet nie ogarniają jakieś dziedziny. A studio to już kompletnie do kosza, a mieli przecież wysokiej jakości studia. Brak konkurencji obniża oglądalność

  • Arturion profesor
    @StochIO2014

    Sam spieprzył swoja karierę - jak na razie. Nie polska myśl szkoleniowa.

  • StochIO2014 doświadczony

    Masz Janek potencjał i możliwości finansowe to próbuj, może się uda, powodzenia Janek i dalekich lotów. Nic dziwnego, że nie wierzy w Polską myśl szkoleniową.

  • King profesor
    @Kolos

    Nie masz pewności czy każdy wybór do kadry to wybór trenera czy też PZN-u. Z pewnością Horngacher bardzo chciał Krzysztofa Miętusa w kadrze swego czasu :)

  • kibicsportu profesor
    @Mucha125

    Rudzińskiego dobrze się słuchało w duecie z Szaranowiczem lub Szczęsnym. Mam wrażenie, że Błachut zabijał jego potencjał komentatorski. Tak samo para Korościel i Błachut jest taka sobie. Szkoda, że DISCOVERY mając Szczęsnego, który tyle lat komentował skoki, to prowadzi on studio.
    Oby za rok skok wróciły na stałe do TVP.

  • Lataj profesor
    @Kolos

    Wziął młodych z problemami, a miała być wymiana pokoleniowa. Efekt? Nie wyszło. Już lepszym kandydatem od Pilcha był z młodych Amilkiewicz, który miał tyle samo punktów PK, a mniej występów od Habdasa.

  • Kolos profesor
    @Mucha125

    A to nie przypadkiem Thurnbichler nie dał rady jako trener? . A przede wszystkim to czy nie on wybierał sobie skład kadry A a nie PZN?

  • Mucha125 profesor
    @Arturion

    Patrząc co robi Eurosport to się nie dziwie że odszedł. Kompletnie losowo ludzi przydzielają do komentowania albo do studia.

  • Mucha125 profesor
    @dervish

    PZN zawinił bo rzucił go razem z Pilchem na głęboką wodę kadry A mimo że kompletnie na nią nie zasłużyli to wystarczy by powiedzieć że to PZN zawalił robotę. Odbiło się to zawodnikom na psychice. Ale Małysz swoje wie i zawsze przy okazji zwali na zawodników że za mało pracują od siebie

  • Arturion profesor
    @Adick27

    Widać uznał, że się nie opłaca. ;-)

  • Adick27 doświadczony
    @Karpp

    Miał iść ponoć na emeryturę.

  • Karpp profesor

    Nie wiem czy ktoś o tym pisał, ale widzę info sprzed kilku dni, że kontrakt Rudzińskiego z Eurosportem wygasł i wrócił do współpracy z TVP. Komentuje MŚ sztafet w lekkiej. Czyli pewnie igrzyska też będzie komentował.

  • Adick27 doświadczony

    Oceniam ten wywiad jako bardzo dojrzałą rozmowę. Być może te trudne wydarzenia w jego życiorysie spowodują, że chłopak przeskoczy kilka leveli wyżej w zakresie mentalnym. Jeżeli rzeczywiście poprze to pracą i pozostanie niezłomny w kwestii osiągnięcia sukcesów sportowych może się z niego zrobić jeszcze kawał skoczka. Mam nadzieję, że rzeczywiście to co tutaj powiedział jest prawdą bo jeżeli zdecydował się na ten krok wyłącznie z braku planu na siebie więc chce poudawać profesjonalnego sportowca za pieniądze ojca to będzie kiepsko. Ja mu kibicuje i jestem niezmiernie ciekawy jakie rezultaty przyniesie trening w środowisku słoweńskim, potrzebujemy młodych skoczków pokroju Janka bardziej niż kiedykolwiek.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl