Skoczek, dezerter, aktor, muzyk, wybitny wynalazca. Zmarł Peter Florjancic

  • 2020-11-24 06:01

- Nawet Alfred Hitchcock miałby problem z nakręceniem filmu o moim życiu – powiedział kiedyś Słoweniec Peter Florjancic, jeden z najwybitniejszych wynalazców XX wieku, który zmarł niedawno,14 listopada w wieku 101 lat. Przypadkami, jakie wypełniły jego życie, można by obdzielić kilkanaście życiorysów. Sfingowanie własnej śmierci, brawurowa ucieczka przed nazistami, blisko czterysta opracowanych wynalazków, rola w filmie, bywanie na salonach z możnymi tego świata, a w młodości dobrze zapowiadająca się kariera skoczka narciarskiego, którą przerwał wybuch II Wojny Światowej. To historia z zaledwie pogranicza tematyki skoków, niemniej w jakimś jednak stopniu z nią powiązana i na tyle interesująca, by zaciekawić także kibiców sportu.

W obliczu śmierci

Bled. Przepiękna, malownicza miejscowość turystyczna położna u podnóża Alp Julijskich. Tam 5 marca 1919 roku w rodzinie zamożnych właścicieli licznych posiadłości ziemskich przyszedł na świat człowiek, który kilkadziesiąt lat później za sprawą swoich pomysłów zmieni życie milionom ludzi na świecie. Pierwszą miłością Florjancica, zanim narodziła się u niego pasją do ułatwiania funkcjonowania innym, stały się skoki narciarskie. Już wtedy za sprawą nieszablonowych pomysłów zaczął wyprzedzać swoją epokę, co wówczas w środowisku nie spotkało się ze zrozumieniem. Skakał od szóstego roku życia jako reprezentant Bled Ski Club, który doczekał się dwóch profesjonalnych skoczni, 30- i 60 metrowej. Rywali pokonywał głównie swoją pomysłowością. Zamiast sznurowadeł do butów stosował gumkę, przez co lepiej „współpracowały” one z jego nartami. A były to deski zupełnie niepodobne do dzisiejszych, ważyły ponad pięć kilogramów i mierzyły prawie 2,5 metra. Podczas gdy zdecydowana większość skoczków pomagała sobie w locie, wymachując rękami, on trzymał je wzdłuż ciała, czym jak twierdził, zyskiwał w tym elemencie skoku. Niestety nie rozumieli tego sędziowie, regularnie obcinając mu punkty za fazę lotu. Nieostatni to jak wiadomo taki przypadek w historii skoków.

Od wczesnych lat życia Florjancic miał dużą słabość do kobiet. Opowiadał kiedyś, że jeszcze jako nastolatek zakochał się w dziewczynie, która dyskretnie wprowadzała go w świat doznań cielesnych. Jednego dnia na skoczni, zamiast skupić się na zadaniu, które miał do wykonania, przeniósł się myślami do łóżka swej ukochanej, a jego niefrasobliwość zakończyła się karkołomnym i bolesnym upadkiem, po którym długo musiał dochodzić do siebie. Kilka lat później na skoczni otarł się już o śmierć. Nie wiadomo, czy wówczas również coś absorbującego zaprzątało jego głowę, ale w 1939 roku w podczas zawodów w Garmisch prowadził po pierwszej serii,a  po drugim skoku trzeba było go nieprzytomnego zbierać z zeskoku i transportować do szpitala.

Przed konkursem lotów w Planicy w 1936 roku został zorganizowany bankiet, podczas którego obok Florjancica usiadł Sepp Bradl. Panom, wraz z ilością spożywanych płynów, zaczęło się coraz lepiej rozmawiać. W końcu Austriak dowiedziawszy się, że jego nowy słoweński kolega dopiero co świętował swoje 17 urodziny, obiecał przy wszystkich gościach, że sprawi mu okolicznościowy prezent i ze specjalną dedykacją dla niego stanie się pierwszym człowiekiem, który wyląduje skok na odległość ponad stu metrów. Bradl faktycznie to zrobił. Został rekordzistą świata z wynikiem 101 metrów.

Żyje się tylko dwa razy

Florjancic zdążył zdobyć dwa tytuły wicemistrza kraju, ustanowił rekord życiowy skokiem na 81 metrów, został nawet zakwalifikowany, jeszcze jako 16-latek, do kadry na igrzyska w Garmisch-Partenkirchen, ale ostatecznie nie wziął udziału w konkursie skoków. Młody adept progresował na skoczni z roku na rok, ale jako człowiek z głową pełną pomysłów coraz więcej czasu zaczął poświęcać innej dziedzinie życia. Otworzył fabrykę tkacką i włókienniczą, zostając królewskim dostawcą materiałów, które produkował. W końcu przyszła wojna. Nic nie miało być już takie jak do tej pory. Wielu Słoweńców zostało zmobilizowanych do armii niemieckiej, sam Florjancic otrzymał w 1943 roku powołanie do walk na froncie wschodnim. Na wojnę się jednak nie wybierał. Pod pozorem urlopowego wypadu na narty brawurowo zdezerterował wraz z przyjacielem do sąsiedniej Austrii. Tam sfingował własną śmierć w czasie lawiny na zboczach Hahnenkamm. - To był prawdziwy majstersztyk - opowiadał biograf Słoweńca, Edo Marincek. - Po tym jak zainscenizowali własną śmierć w czasie lawiny, przez lodowiec udali się do neutralnej Szwajcarii. Gdyby Gestapo odkryło oszustwo, cała jego rodzina musiałaby zginąć. Nikt zatem nie mógł znać prawy. W jego rodzinnej miejscowości zorganizowano mu nawet symboliczny pogrzeb.

Florjancic otrzymał azyl w obozie dla uchodźców w Bernie i tam miał miejsce pierwszy punkt zwrotny w jego życiu. Zaprojektował drewnianą maszynę tkacką, która mogła być używana przez niepełnosprawnych, na przykład rannych żołnierzy, których setki wracały wtedy z frontu. Sprzedał patent za 100 000 franków. - Kupiłem sobie za to trzy luksusowe domy - powiedział w rozmowie z BBC w 2011 roku. Pieniądze nigdy się go nie trzymały. - Kilka razy bankrutowałem i zaczynałem wszystko od zera. Prawdziwą wartością pieniądza jest to, że można go roztrwonić – uważał.

Świat to za mało

W Szwajcarii został królem życia. W 1946 roku zabrał żonę Verenę, modelkę i aktorkę, wraz córką na wakacje do Monte Carlo. Tak mu się spodobało, że spędził tam kolejnych trzynaście lat swojego życia. Przypadkowe spotkanie przy basenie ze pełnomocnikiem króla Egiptu zaowocowało długą współpracą, a co najważniejsze dużym wsparciem finansowym dla jego  pracy. Jednym z jego większych sukcesów stało się wynalezienie kompaktowego sprayu do perfum. Wcześniej większość perfum była dozowana przez rurkę połączoną z dużym gumowym pojemnikiem. - Miałem wrażenie, że kobiety trzymają w swoich torebkach dystrybutory benzyny – śmiał się Słoweniec. W tym czasie zyskał już bardzo wysokie poważanie i stał się lwem salonowym. Spotykał się na prywatnej w stopie z takimi gwiazdami jak: Frank Sinatra, Orson Welles, Salvador Dali, Coco Chanel, Charlie Chaplin czy Audrey Hupburn. W 1957 roku wystąpił u boku Marleny Dietrich w filmie „Historia Monte Carlo”, miał też epizody muzyczne, bo i gra na instrumentach nie była mu obca. - Potrafiłem znaleźć się zawsze we właściwym miejscu i właściwym czasie. Wszystkich interesowała historia mojej ucieczki, opowiadałem ją setki razy.

Florjancic opracował prototyp poduszki powietrznej, pierwszą wersję zamka błyskawicznego, plastikowe łyżwy, wtryskarkę do tworzyw sztucznych, łóżko do ćwiczeń rehabilitacyjnych, zapalniczkę z bocznym zapłonem, jaką wielokrotnie używał w filmach James Bond. Większość życia dzielił pomiędzy Francję, Włochy i Niemcy. - Zabierz mnie w dowolne miejsce na świecie, a za rok ugoszczę cię tam w moim domu – miał mawiać. W 1998 roku wrócił do rodzinnego Bledu. Jego marzeniem było dożyć dwutysięcznego roku. „Bonusowo” otrzymał jednak od losu jeszcze 20 lat życia w XXI wieku. Pracował niemal do końca swych dni, nie chciał słyszeć o czymś takim jak emerytura. - Jestem obywatelem pięciu krajów, posiadałem 43 samochody. Zawód wynalazcy zmusił mnie do spędzenia 25 lat w hotelach, czterech lat w samochodach, trzech lat w pociągach, półtora roku w samolotach i roku na statkach – wyliczał jakiś czas przed śmiercią.

Nigdy nie zapomniał o swej pierwszej pasji, czyli skokach narciarskich, którym w dużej części poświęcił jedną ze swych książek. W Słowenii o sportowej stronie jego życia przypomniano sobie w 2016 roku, kiedy dominatorem na światowych skoczniach został Peter Prevc. - Zarówno skoczek jak i wynalazca podczas swojej pracy muszą mieć czystą głowę. Ani jednego ani drugiego nie może rozpraszać to, co robią konkurenci, co dzieje się w domu, czy masz zapłacone wszystkie rachunki – mówił przed czterema laty w rozmowie z portalem Slovenskienovice.si.

Z serii artykułów historycznych w tym roku ukazały się:

Fiński fenomen lat 60. - historia Veikko Kankkonena

Toni Innauer - wielka, okaleczona kariera

Rudolf Burkert - showman, playboy, ryzykant, pierwszy nienordycki medalista olimpijski

Ari Pekka Nikkola – wielki skoczek bez wielkiego talentu

Genialna "pchła" z Rudaw – wielka kariera Jensa Weissfloga

Na nartach, pociągiem, statkiem i z perypetiami, czyli w drogę na zawody

Na traktorze, na plebanii i w przedszkolu, czyli życie po (sportowym) życiu

Seanse spirytystyczne, gospodarka śmieciami, guano nietoperza. Życie po (sportowym) życiu, część 2

Alexander Herr miał skakać dla Polski. „Nikt nie chciał mi pomóc”

Adolf Hitler-Schanze – o skoczni, która skończyła jak jej patron

Letnie igrzyska i skoki narciarskie? Przeszkodziła... broń biologiczna


Adrian Dworakowski, źródło: Bbc.co.uk/Slovenskenovice.si/informacje własne
oglądalność: (7451) komentarze: (4)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • MarcinBB redaktor
    Fenomenalna historia

    Faktycznie gotowy scenariusz na film!

  • Biberka stały bywalec

    Najlepsze sfingowanie wlasnej smierci to Igor Kaczmarczyk, grany przez wspanialego Rafala Mohra. Wszystkie odcinki z nim widzialem.
    Typ w dodatku zamordowal kilka osob i nic mu nie udowodniono.
    Ps. Gdzie sie nick zmienialo?

  • Adrian D. redaktor
    @Kolos

    Możliwe

  • Kolos profesor

    Z tego wszystkiego to chyba najmniej jest znamy jako skoczek...

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl